We wtorkowy wieczór po raz drugi w dziejach hokeiści JKH GKS Jastrzębie zagrają o Superpuchar Polski. Rywalami zdobywców Pucharu Polski będzie mistrz kraju, GKS Tychy, z którym w "ekstraligową" niedzielę podopieczni Roberta Kalabera przegrali na Jastorze 0:1 (0:1, 0:0, 0:0). O zbliżających się derbach "wagi ciężkiej", których stawką będzie okazałe trofeum, porozmawialiśmy z Mateuszem Brykiem. Nasz defensor doskonale pamięta pojedynek o to trofeum sprzed roku, gdy grał dla... GKS Tychy. - Teraz jestem po drugiej stronie barykady i zrobię wszystko, aby wynik był dla nas korzystny - podkreśla Bryk.
- W niedzielę przegraliśmy z GKS Tychy na własnej tafli. Zadecydował łut szczęścia po stronie gości, czy też w naszej grze czegoś zabrakło?
Mateusz Bryk - Pech to jedno, ale drugą sprawą był deficyt zimnej krwi w sytuacjach podbramkowych. Mieliśmy przecież kilka stuprocentowych szans na gola. Myślę, że zabrakło u nas takiej "sportowej złości" pod tyską bramką.
- Jak rozumiem, ta porażka w żaden sposób nie wpływa na wasz nastrój przed jutrzejszym starciem na Stadionie Zimowym?
- Oczywiście. Myślę również, iż za sprawą niedzielnego pojedynku poczuliśmy, że możemy jak równy z równym pograć z taką drużyną, jak GKS Tychy. Wydaje mi się, że wielu z nas przekonało się, iż śmiało możemy jutro stanąć z nimi ramię w ramię i powalczyć na tyskiej tafli o Superpuchar Polski.
- Wspomnijmy, że przed rokiem byłeś po drugiej stronie barykady i przyczyniłeś się do okazałego triumfu GKS Tychy na Jastorze (6:1). To był zapewne dla ciebie dość specyficzny mecz.
- Istotnie. Jednak w mojej opinii nie ma co wracać myślami do tamtego spotkania. Jak wszyscy doskonale pamiętamy, rok 2019 był nieco inny niż ten obecny. Mistrz Polski walczył w Lidze Mistrzów, a to jednak trochę inne tempo. Grałem wtedy w tyskiej drużynie i było widać, że przez pierwsze tygodnie sezonu wyglądaliśmy pod względem szybkościowym i jakościowym inaczej niż rywale. Liga Mistrzów "wycisnęła" to na nas, a pech chciał, że akurat w pierwszym meczu trafiliśmy na moich kolegów z Jastrzębia (śmiech). Nie ma co ukrywać, że pomogła nam także dyspozycja dnia. Mieliśmy wtedy taki "dzień konia", którego efektem był wysoki wynik. Jednak to już przeszłość. Teraz jestem po drugiej stronie barykady i zrobię wszystko, aby wynik był dla nas korzystny.
- Skoro masz już na koncie Superpuchar, to wprost zapytam u źródła, jaka jest metoda na jego zdobycie.
- Rzecz jasna nie ma pewnej receptury na wywalczenie tego trofeum. Sądzę jednak, że jeśli wykonamy w stu procentach to, czego będzie wymagał od nas trener, a do tego każdy z nas dołoży jeszcze trochę w tych aspektach, w których będzie dało się to zrobić, to Superpuchar Polski 2020 jest w naszym zasięgu. Na dobrą sprawę wszystko zależy od nas. To my jesteśmy na tafli. Jeśli nie zawiedzie serce, chęć i wola walki, to jesteśmy w stanie zwyciężyć.
- Na koniec nie mogę nie zapytać o wasze - jako hokeistów - odczucia odnośnie bieżącej sytuacji. W niedzielę zagraliście mecz na szczycie tabeli, a trybuny pozostały puste. Szczerze, bez komunałów - widzicie różnicę?
- Mówię jak najbardziej szczerze, że naprawdę kiepsko gra się bez kibiców. Wczoraj rozmawiałem także z kolegami z Tychów i oni również to potwierdzali. Wiadomo, że na meczach nie zawsze są tysiące ludzi. Niektóre lodowiska odwiedza kilkuset fanów, ale nawet oni potrafią pokrzyczeć i "zrobić atmosferę", do czego my wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni. Tymczasem teraz w zasadzie słyszymy to, o czym w boksie rozmawiają koledzy z drugiej drużyny. To nawet nie jest atmosfera sparingowa, bo przecież na sparingach też są kibice... Cóż, to ciężki czas dla nas, ale musimy spróbować nauczyć się grać w tej dziwnej sytuacji.
Od redakcji: W przypadku wykorzystania powyższego materiału w publikacjach prasowych prosimy o wskazanie źródła - jkh.pl.