Prezes JKH GKS Jastrzębie Kazimierz Szynal udzielił portalowi JasNet obszernego wywiadu podsumowującego minione dwanaście miesięcy. Zdaniem sternika naszego klubu, mimo trudności natury ogólnej należy uznać rok 2020 za bardzo udany. To jednak daleko nie wszystkie tematy, jakie zostały poruszone w tej rozmowie. Zachęcamy do lektury.
JasNet - Chciałbym rozpocząć od spraw pozasportowych. Czy dla pana również “to był dziwny rok”? Niektórzy mówią, że obecnie jest tak ciężko, jak za stanu wojennego. Pan prezes doskonale pamięta tamten czas i potrafi dokonać porównania.
Kazimierz Szynal - Oczywiście, że pamiętam stan wojenny i późniejszy czas zmian ustrojowych. Wydarzenia, które miały miejsce czterdzieści lat temu są bez porównania do sytuacji z 2020 roku. Wtedy mieliśmy do czynienia z momentem przełomowym pod wszelkimi względami. Dziś jest ciężko głównie z powodów zdrowotnych i bytowych, ponieważ pandemia odbiła się na kondycji finansowej wielu firm i podmiotów gospodarczych. Jednak nawet mimo to trudno byłoby mi postawić znak równości między rokiem 1981 a 2020.
- A jaki był ten rok dla pana osobiście?
- Oceniam go jako trudny właśnie pod kątem zdrowotnym oraz pod względem różnych innych sytuacji będących rezultatem pandemii. Dobrze, że 2020 rok zakończył się bez “strat zdrowotnych” dla mnie i mojej rodziny, ale także dla klubu i zawodników. Oczywiście wiemy, że JKH GKS Jastrzębie przechodził w sierpniu pewne perturbacje w tej dziedzinie, o których dziś już możemy na spokojnie opowiedzieć. Jednak jeśli chodzi o stronę sportową, to na pewno możemy być zadowoleni. Ten rok był zarazem bardzo trudny i… bardzo udany!
- A zatem płynnie przeszliśmy do hokeja na lodzie. Proszę mi wybaczyć to porównanie, ale pojawił się niedawno tzw. mem, w którym przypomniano, że dla polskiego społeczeństwa było to niełatwe dwanaście miesięcy. Tymczasem dla Roberta Lewandowskiego 2020 rok stał pod znakiem szczytu piłkarskiej kariery. Podobnie było w przypadku JKH GKS, gdzie historycznych sukcesów było co najmniej kilka.
- Oj, daleki jestem od porównywania jastrzębskiego hokeja do Roberta Lewandowskiego (śmiech). Niemniej, rzeczywiście pod kątem sportowym był to bardzo owocny rok. Zaczęło się od styczniowego triumfu w Pucharze Wyszehradzkim, a następnie w ćwierćfinale play-off pokonaliśmy Cracovię. W obu przypadkach niewielu postronnych obserwatorów dawało nam jakiekolwiek szanse. Półfinały nie zostały rozegrane, więc nie wiemy, czy zakończylibyśmy zmagania z brązowym medalem, czy też udałoby się nam wywalczyć coś więcej…
- A potem, już jesienią, był równie historyczny triumf w Superpucharze Polski. W poprzedniej naszej rozmowie powiedział pan, że nie doceniamy Pucharu Wyszehradzkiego, w związku z czym teraz muszę zapytać, które z tych dwóch trofeów bardziej pan “pokochał”.
- Nie chcę dokonywać wyboru na siłę i postawię znak równości między tymi sukcesami. Wprawdzie dla nas jako Polaków zaistnienie na arenie międzynarodowej jest bardzo istotne, jednak zdobycie Superpucharu Polski na obiekcie mistrza kraju także ma swój wymiar. Pokonaliśmy przecież klub o dużo większych osiągnięciach oraz tradycji hokejowej. Co więcej, zrewanżowaliśmy się tyszanom za pamiętną porażkę na otwarcie wcześniejszego sezonu na Jastorze. Nie ukrywajmy, że z tym przeciwnikiem zawsze grało nam się bardzo ciężko. Dlatego to zwycięstwo smakuje równie wybornie, jak triumf nad HK Nitra.
- Po Superpucharze nastąpiło kolejne historyczne wydarzenie, czyli niespotykana dotychczas seria dwunastu zwycięstw z rzędu. Tak szczerze, emocjonował się pan liczeniem wygranych spotkań, czy też traktował tę statystykę jak swoistą zabawę?
- Niezależnie od wszystkiego, to jest historyczna seria i należy ją doceniać. W Polskiej Hokej Lidze są drużyny o znaczniejszych osiągnięciach niż JKH GKS Jastrzębie. Dlatego jesteśmy szczęśliwi z każdego sukcesu. Znamy nasze możliwości finansowe i budżetowe, więc pokonanie kolejno wszystkich rywali w ekstralidze nie może nas nie cieszyć.
- Pan prezes wyraźnie hołduje rosyjskiemu przysłowiu: “Tisze jediesz, dalsze budiesz”.
- To się sprawdza (śmiech).
- Można w tym miejscu powiedzieć, że idzie “aż za dobrze”, wszak nawet kontuzje omijają nasz zespół. W zasadzie poza Maciejem Urbanowiczem, który zresztą szybko wraca do zdrowia, nie pojawiły się co bardziej dotkliwe urazy. Wszystko “gra” tak bardzo, że… aż strach.
- Tak, wszystko “grało” szczególnie wtedy, gdy Unia Oświęcim strzeliła nam na Jastorze dziesięć bramek (śmiech). Mówiąc jednak poważnie, nie żywię takich obaw. Sport jest piękny w swojej nieprzewidywalności. Mało kto stawiał, że wygramy z Nitrą, Cracovią czy Tychami, a jednak dokonaliśmy tego. Notabene, tamta październikowa porażka z Unią miała miejsce trzy dni po zdobyciu Superpucharu Polski. Nie chcę nikogo usprawiedliwiać, ale chyba niektórzy nie zdążyli wówczas “wrócić na lodowisko” po tym sukcesie.
- Słyszałem, że w gabinecie prezesa na Jastorze miała miejsce ostra rozmowa po tym 8:10.
- Nie zaprzeczę.
- I po niej drużyna wygrała dwanaście meczów z rzędu.
- A to akurat wydarzyło się przy okazji (śmiech). Seria zwycięstw na pewno nie była efektem tamtego spotkania. Natomiast uzupełniając odpowiedź na wcześniejsze pytanie dodam jeszcze, że latem wcale nie było nam tak wesoło, gdy spośród trzydziestu sześciu zawodników, trenerów i pracowników klubu aż dwadzieścia trzy osoby wykazały pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa. Przez miesiąc byliśmy w zasadzie wyłączeni z działania. Nie było zatem tak, że cały miniony rok “przeszliśmy suchą stopą”.
- W wywiadzie dla oficjalnej strony JKH GKS Jastrzębie trener Robert Kalaber ocenił, że obecnie dysponuje mocniejszą ekipą obcokrajowców niż w wicemistrzowskim roku 2015. Stwierdził także, iż zespół jest aktualnie “kompletny”. Jak pan ocenia te odważne słowa?
- Myślę, że trener Kalaber… po prostu ma rację. My nie budujemy drużyny w oparciu dwudziestu obcokrajowców. Chcemy zachować równowagę między grającymi tu od lat wychowankami a zawodnikami z zagranicy, którzy muszą stanowić wzmocnienie na tafli. Cieszymy się, że ci obcokrajowcy, których pozyskaliśmy latem i jesienią, gwarantują nam określoną jakość gry. Osobiście nigdy nie posunąłbym się do wyrzucenia z drużyny 90% Polaków, aby zdobyć mistrzostwo Polski. To jest naprawdę ostatnia rzecz, do jakiej skłonny byłby zarząd naszego klubu. Wszystko ma swoją określoną wartość, a ja bardziej ceniłbym brąz wywalczony z zawodnikami zakotwiczonymi w Jastrzębiu, aniżeli złoto z samymi obcokrajowcami.
- Dla wychowanka cenniejszy jest brąz z klubem, w którym stawiał pierwsze kroki, niż dla obcokrajowca mistrzostwo Polski. Wielu z nich wyjedzie i za kilka lat zapomni, że w ogóle kiedyś tu grało.
- Albo zostawi medal na kołku w szatni. Słyszałem, że w jednym z klubów taka niezbyt sympatyczna dla polskiego hokeja sytuacja miała miejsce.
- Ostatnio Unia Oświęcim przegrała z Cracovią 3:5. Padło osiem goli, przy których zapisano czternaście asyst. Polacy strzelili raz i również raz asystowali. Byli to Patryk Noworyta i Miłosz Noworyta z pokonanej Unii.
- Nie chciałbym tego komentować. My w klubie śmiejemy się czasem, że w jednej z drużyn ekstraligi jest jeden Polak, a dwóch pozostałych pojawia się tylko z uwagi na przepis o konieczności wystawiania młodzieżowców.
- Tym samym wracamy do “starej śpiewki”, która przewija się przez nasze wywiady od bardzo dawna, a mianowicie do “szału zakupów” na finiszu fazy zasadniczej. Otwarcie ligi spowodowało, że niektóre kluby wchodzą do światowego “supermarketu z zawodnikami” i ściągają z półek wszystko, co się da.
- Tak, rozmawialiśmy wielokrotnie na ten temat. Jednak, jak to mówią, kto bogatemu zabroni? W NHL jest wiele klubów, które z kolei posiadają swoje “farmy”. Jest w czym wybierać. Otwarcie naszej ligi rzeczywiście spowodowało jej uatrakcyjnienie. Jednak musimy ponownie zadać sobie pytanie, czy w dalszej perspektywie czasowej jest to dobre dla polskiego hokeja. Jeśli ktoś przyjmuje perspektywę nieco dłuższą niż koniec przyszłego miesiąca, musi mieć pewne wątpliwości. Nie chciałbym po raz kolejny powtarzać, że nie zawsze interes klubowy idzie w parze z interesem polskiego hokeja. Kluby chcą zapewnić sobie usługi niedrogich, acz przyzwoitych zawodników, niekoniecznie Polaków. Z kolei z perspektywy reprezentacji Polski i całego polskiego hokeja w naszej lidze powinno grać jak najwięcej Polaków. Należy tak ustalić przepisy, aby zarazem zapewnić atrakcyjność ligi oraz – mówiąc kolokwialnie – nie stracić dopływu świeżej krwi do reprezentacji. Regulatorem powinien być Polski Związek Hokeja na Lodzie.
- Zna pan zapewne ten argument, że przed epoką ligi open polscy zawodnicy mogli dyktować prezesom klubów kosmiczne warunki kontraktowe.
- Oczywiście. To jeden z głównych powodów, dla których całkowicie otwarto ligę. Niemniej, w wielu silniejszych hokejowo państwach istnieją pewne regulacje w tej kwestii i my powinniśmy iść tym śladem, ucząc się od lepszych. JKH GKS Jastrzębie nie jest od tego, aby regulować takie kwestie.
- Nie wierzę, że nie poruszacie takich tematów podczas dyskusji na poziomie prezesów klubów ekstraligi.
- Muszę przypomnieć, że istnieje europejski przepis o możliwości zmiany barw klubowych aż do końca stycznia…
- Nie macie prawa w żaden sposób go “obejść” i dla dobra polskiego hokeja wprowadzić pewnych ograniczeń?
- Moim zdaniem taka możliwość istnieje, ale jest jeden podstawowy warunek – trzeba chcieć to zrobić. Czy wszystkie kluby byłyby zainteresowane takimi obostrzeniami? Wystarczy spojrzeć na rynek transferowy, aby znaleźć odpowiedź na to pytanie.
- Ta sytuacja ma jednak dwie strony. Z jednej rzeczywiście JKH GKS Jastrzębie nie jest “królem grudniowego polowania”, ale z drugiej – i nie ukrywajmy tego – liczba wychowanków w drużynie seniorów powoduje, że wielu prawdziwych kibiców hokeja z innych miast z sympatią spogląda na drużynę trenera Roberta Kalabera. Nominacja na selekcjonera to efekt m. in. odważnego i udanego stawiania na własną młodzież.
- Myślę, że powierzenie trenerowi Kalaberowi misji selekcjonera to także ukłon wobec całej pracy, jaką wykonujemy w naszym klubie od wielu lat. Mogę jedynie powtórzyć to, co już zadeklarowałem. Wolę brąz z wychowankami niż złoto bez nich.
- Poruszmy nieco mniej sympatyczną kwestię. Mówimy tu wiele o szkoleniu młodzieży, a przecież w grupach wiekowych juniorów i juniorów młodszych JKH GKS nie wystawia nawet drużyny, posiłkując się współpracą z Polonią Bytom. W reprezentacjach do lat 18 i do lat 16 mamy po jednym zawodniku.
- Nikt nie jest idealny. Rzeczywiście, istnieją pewne zachwiania w proporcjach ilościowych w poszczególnych rocznikach naszej Akademii JKH. Jednak taki jest cały rynek młodzieżowego hokeja w naszym kraju, że po latach “tłustych” następują “chude” i odwrotnie. Dzieci nie garną się masowo do sportu, w tym także do naszej dyscypliny. Na szczęście nasze roczniki z drugiej połowy minionej dekady są znacznie liczniejsze. Natomiast osobiście uważam, że głównym problemem polskiego hokeja w tej kwestii jest brak centralnego systemu szkolenia. Ani PZHL, ani Ministerstwo Sportu nie wdrażają pewnych wzorców w tej dziedzinie. Niestety, taka “wolnoamerykanka” panuje w niemal wszystkich dyscyplinach, wyłączając piłkę nożną. Każdy działa tak, jak mu pasuje. Niektóre kluby w ogóle nie szkolą młodzieży.
- A czy chciałby pan za pośrednictwem tego wywiadu wyróżnić któregoś z zawodników za postawę poza taflą? Wszak w gabinetach prezesów i szatniach także wiele się dzieje. Kibice lubią czasem zajrzeć za kulisy.
- Problem polega na tym, że wyróżnienie jednej osoby może spowodować frustrację kogoś innego, kto zrobił niewiele mniej, a jednak prezes o nim nie wspomniał. Dlatego nie chciałbym tego robić. W mojej opinii na wyróżnienie zasługują wszyscy nasi zawodnicy, którzy zostali w klubie po sezonie 2019/2020. Zaufaliśmy im i to wokół nich zbudowana została drużyna zdobywców Superpucharu Polski i liderów ekstraligi. Dzięki temu mamy dziś tyle powodów do radości. Od razu uzupełnię, że w obecnej niełatwej sytuacji nie odnotowaliśmy roszczeniowej postawy zawodników wobec klubu. My z kolei zdołaliśmy mimo wszystko utrzymać poziom finansowy kontraktów i wypłaciliśmy je do końca. W pełni realizujemy także umowy tych chłopaków, którzy dołączyli do nas latem.
- Skoro zahaczyliśmy o finanse, to od razu proszę o krótkie zapewnienie kibiców, że na linii współpracy z Jastrzębską Spółką Węglową wszystko jest w porządku. Wszak także JSW S.A. ma obecnie swoje problemy, jak zresztą niemal wszystkie przedsiębiorstwa.
- Sytuacja rzeczywiście nie jest łatwa. Obok kryzysu związanego z epidemią mamy jeszcze kłopoty na rynkach węgla i paliw, które spowodowały obniżkę cen surowca. Prognozy są jednak optymistyczne. Cena stali zwyżkuje, a zatem “w górę” powinien pójść także węgiel koksowy. Jestem przekonany, że w obecnej sytuacji możemy pozytywnie myśleć, a kibice hokeja mogą spać spokojnie.
- Nie zapytam “czy”, tylko “jak bardzo” brakuje panu kibiców na trybunach? Złośliwie można powiedzieć, że zdaniem rządzących wirus najwyraźniej “mocniej” zaraża na lodowiskach niż w supermarketach.
- To oczywiste, że wszystkim doskwierają te puste krzesełka. Staramy się “zapełnić” sektory reklamami naszych partnerów, ale to nie to samo. Kibicom brakuje zawodników, a zawodnikom - kibiców. Fani są niezbędnym i bardzo istotnym elementem sportowego widowiska. Mam nadzieję, że w końcu zaistnieje możliwość “odmrożenia” trybun i wówczas kibice będą przychodzić na mecze jeszcze liczniej niż przed epidemią.
- Dla JKH GKS Jastrzębie problemem będzie realizacja karnetów. Zdecydowaliście się dystrybuować te wejściówki. Ryzyko nie do końca się opłaciło… Jak zamierzacie docenić tych fanów, którzy mimo obaw zakupili karnety?
- Czekamy na rozwój wydarzeń i mamy wielką nadzieję, że jeszcze w tym sezonie będzie możliwe wpuszczenie kibiców na mecze. Na razie postanowiliśmy zadziałać w kwestii zapewnienia karnetowiczom darmowych transmisji z naszych domowych spotkań. Ważność karnetów na pewno zostanie przedłużona na fazę play-off, a zatem ich posiadacze będą mogli liczyć na pewną rekompensatę. Sytuacja jest bardzo płynna, w związku z czym nie chciałbym składać daleko idących deklaracji. Zobaczymy, jak będzie. Liczę jednak na to, że o medale powalczymy z przynajmniej w połowie zapełnionymi trybunami.
- Z taką też nadzieją wchodzimy w 2021 rok.
- Tak. Wszyscy chcielibyśmy, aby był on lepszy od poprzedniego. Rzeczywistość zaskakuje nas w różny i nie zawsze miły sposób. Mam jednak nadzieję, że dogramy ten sezon w spokoju i z udziałem kibiców. Tego życzę wszystkim sympatykom hokeja i… sobie również.
Wywiad ukazał się w JasNecie (zobacz więcej).