To już jutro! Za kilkadziesiąt godzin zabrzmi historyczna pierwsza syrena Champions Hockey League na Jastorze. Z tej okazji zapraszamy Was do lektury specjalnego wywiadu z trenerem Robertem Kalaberem, który zapewnia, że "jesteśmy gotowi do walki!". Dziś - w pierwszej części - przeczytacie o tematach reprezentacyjnych i pucharowych, a za kilka dni - w części drugiej - o sezonie ekstraligowym. Hej, hej Jastrzębie!
- Naszej przedsezonowej rozmowy nie możemy nie rozpocząć od niedawnego występu reprezentacji Polski w Bratysławie. O zwycięstwie pana podopiecznych nad Białorusią mówił nawet sam prezydent Łukaszenka.
Robert Kalaber - Dla mnie nie liczy się polityka. To był dla nas bardzo ważny turniej z niebagatelną stawką, czyli awansem na Igrzyska Olimpijskie. Mieliśmy sporo czasu na przygotowanie się do spotkania z Białorusinami. Pierwsze analizy przeciwnika za sprawą pracy trenera wideo przeprowadzaliśmy już na lipcowym zgrupowaniu. Przyznam, że dokonywaliśmy ich na podstawie materiałów o Dynamie Mińsk, które prowadzi selekcjoner naszych przeciwników. Nie ukrywam, że ta długa praca nad "rozłożeniem" rywali pomogła nam w zwycięstwie. Cóż, zagraliśmy bardzo dobrze, a świetne spotkanie zaliczył John Murray, bez którego wygrana nie byłaby możliwa. Reprezentacja Polski zagrała bardzo zdyscyplinowanie, a i szczęście było po naszej stronie. Jesteśmy oczywiście bardzo zadowoleni z wyniku tego pojedynku.
- Nie chcemy tu rozmawiać o polityce, ale faktem jest, że wygrana z Białorusią trafiła się w "odpowiednim" momencie, bowiem zainteresowały się nią największe media w Polsce.
- Zgadzam się. Dodam, że oczywiście zdaję sobie sprawę z aktualnej sytuacji międzynarodowej, ale nie chcę jej komentować. Faktem jest, że Aleksander Łukaszenka jest wielkim fanem hokeja i z sercem wspiera rozwój dyscypliny na Białorusi. Jednak Polska jest dla niego "hokejową Afryką", a tymczasem my udowodniliśmy, że u nas też można nieźle grać w hokeja.
- Tak szczerze, już na chłodno - wierzył pan, że jesteśmy w stanie wywalczyć awans do Pekinu? Czy raczej od początku chodziło o to, aby uniknąć wstydliwych porażek?
- Jadąc do Bratysławy wiedzieliśmy, że każdy nasz punkt będzie niespodzianką. Dlatego nie ciążyła na nas wielka presja. Oczywiście z tyłu głowy pojawiała się obawa o wyniki, jednak byliśmy bardzo dobrze przygotowani, a swoją pracę na najwyższym poziomie wykonał John Murray. Wszyscy widzieliśmy, jaką pokazał klasę i jak odpowiedzialnie oraz z poświęceniem zagrała cała nasza drużyna. Ta wygrana jest zasługą całego naszego zespołu. Generalnie w Bratysławie chcieliśmy przede wszystkim "pozostać w grze" po pierwszym dniu zawodów i narobić nieco zamieszania (śmiech). To nam się udało, choć oczywiście w drugim spotkaniu Słowacy byli od nas znacznie lepsi.
- Nie pytano pana w Bratysławie, czy aby nie chciałby się wyrwać z tej "hokejowej Afryki" i wrócić do ojczyzny?
- Nie. Od razu dodam także, iż nie miało dla mnie znaczenia, że gramy z reprezentacją Słowacji. Ja w hokeju "nie mam braci". Przeciwnik to przeciwnik i należy go pokonać. Podczas Igrzysk Olimpijskich w Pekinie będę kibicował moim rodakom, jednak gdyby jednak w miniony piątek Polska mogła pokonać Słowację, to byłbym bardzo szczęśliwym człowiekiem. Cóż, w tym spotkaniu zabrakło nam nieco sił, ponieważ rozegrane dzień wcześniej starcie z Białorusią okazało się bardzo kosztowne.
- Przejdźmy teraz do tematów stricte jastrzębskich, ale nie opuszczajmy kwestii reprezentacji. W trzecim spotkaniu rywalem Polaków byli Austriacy, a w przyszłą niedzielę czeka nas konfrontacja JKH GKS Jastrzębie z Red Bull Salzburg w ramach Champions Hockey League (CHL). Trudno będzie uniknąć porównań.
- Myślę, że oba pojedynki będą miały ze sobą wiele wspólnego, ponieważ różnica poziomów między drużynami jest dość podobna. Wprawdzie siłę Salzburga tworzą świetni obcokrajowcy, ale nie można zapominać, że w ich szeregach jest też czterech zawodników, który wystąpili w Bratysławie. Podobnie zresztą jest u nas. W tym spotkaniu decydująca może okazać się pierwsza tercja oraz element zaskoczenia przeciwnika. Oczywiście Red Bull Salzburg będzie faworytem spotkania na Jastorze. To świetna drużyna z potężnym sponsorem, który nie szczędzi środków na rozwój hokeja. Będziemy szczęśliwi, jeśli uda nam się namieszać w tej silnej grupie. Nie mamy nic do stracenia i chcemy pokazać, że polski klub potrafi grać w hokeja. Tak jak w Bratysławie zaprezentowała to nasza kadra.
- Dla naszych zawodników turniej kwalifikacyjny może okazać się zapewne bardzo cennym przetarciem przed Hokejową Ligą Mistrzów.
- Oczywiście, że tak. To bardzo cenne doświadczenie. Takich meczów nam brakuje. Czym innym jest mówienie zawodnikom na treningu, co i jak należy robić, a czym innym przekonanie się na własnej skórze, jak wygląda hokej na najwyższym poziomie. Dzięki pojedynkom ze Słowacją czy Białorusią nasi chłopcy zobaczyli, o jak dokładnych podaniach i jakiej sportowej agresywności mówimy. To jest dla nas inny świat, do którego chcielibyśmy się dostać. Dodam, że jestem zadowolony z tego, co w Bratysławie zaprezentowali Mateusz Bryk, Kamil Górny, Arkadiusz Kostek i Maciej Urbanowicz. Jauhenij Kameneu grał niewiele, zaś Michał Kieler pozostał rezerwowym bramkarzem, więc dla nich było to nieco mniejsze doświadczenie, choć równie ważne. Jestem przekonany, że bratysławski turniej pomoże im nie tylko w Hokejowej Lidze Mistrzów, ale i w całej karierze.
- Przejdźmy teraz do podsumowania okresu przygotowawczego. W czerwcu był pan zadowolony z tego, jak drużyna przepracowała pierwsze tygodnie. Jednak od tego czasu kadra naszej ekipy uległa pewnym zmianom, a ponadto doszły kwestie reprezentacyjne. Czy wszystko poszło według planu?
- Z turnieju w Bratysławie wyniosłem cenne doświadczenie, iż musimy jeszcze więcej trenować. Jeśli chcemy wejść na wyższy poziom, to po prostu nie mamy innego wyjścia. Można narzekać, ale taka jest rzeczywistość. Nasz zespół od lat trenuje najmocniej spośród wszystkich polskich drużyn, ale w konfrontacji z drużynami z zagranicy to wciąż za mało. Musimy zwiększyć tempo gry, agresywność i postawić na szybsze operowanie krążkiem. Trzeba grać jeszcze dokładniej i umieć radzić sobie z presją. Natomiast wracając do sedna pytania - mogę przyznać, że jestem zadowolony z wykonanej pracy oraz ze sposobu, w jaki przebudowaliśmy nasz skład. Nie mam jednak zamiaru ukrywać, że mieliśmy jeden podstawowy problem...
- Jaki?
- Z uwagi na kontuzje i urazy nie mieliśmy okazji rozegrać ani jednego meczu w pełnym zestawieniu. Niektórzy chłopcy mają za sobą - łącznie z reprezentacyjnymi - po kilkanaście spotkań. To naprawdę niezły kapitał przed inauguracją sezonu. Jednak nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Najpierw musieliśmy zaczekać na powrót do pełni sił Martina Kasperlika i Romana Raca, a gdy obaj byli już na lodzie, to sześciu innych graczy rozpoczęło zgrupowanie reprezentacji. Dlatego potrzebujemy jeszcze kilku dni, aby dograć ostatnie szczegóły. Powtórzę jednak, że plan naszych przygotowań został w pełni zrealizowany.
- Rozumiem zatem, że na CHL dysponuje pan pełnym składem?
- Niestety nie. W ostatnim sparingu urazu palca doznał Siarhej Boholejsza i przypuszczalnie czeka go krótka przerwa. Pozostali zawodnicy są gotowi do walki.
- W poprzednich sezonach pod pana wodzą JKH GKS Jastrzębie rozpoczynał sezon z tzw. "wysokiego C". Słynęliśmy z formy na początku rozgrywek. Teraz z uwagi na udział w Lidze Mistrzów należało ten cykl dodatkowo przyspieszyć. Jednak na CHL świat się nie kończy. Czy takie przygotowania nie przeszkodzą nam w polskiej ekstralidze?
- Wiedzieliśmy, kiedy rusza sezon Hokejowej Ligi Mistrzów i dlatego na tafli pojawiliśmy się po raz pierwszy już 18 lipca. Kadrowicze też od razu po urlopach wyszli na lód. Dlatego mogę jedynie powtórzyć, iż zrobiliśmy wszystko, aby być w pełni przygotowanymi do rozgrywek. Jesteśmy gotowi do walki. Nie widzę tu powodów do zmartwień.
Druga część wywiadu dotycząca kwestii transferowych i ekstraligowych zostanie opublikowana po meczach z HC Bolzano i Red Bull Salzburg.
Od redakcji: W przypadku wykorzystania niniejszego wywiadu w materiałach prasowych prosimy o wskazanie źródła materiału - www.jkh.pl.