Za nami mecze z GKS Katowice i Energą Toruń, a przed nami - piątkowy hit z Re-Plast Unią Oświęcim. Na półmetku fazy zasadniczej warto jednak zatrzymać się na moment celem podsumowania ostatnich tygodni i wyciągnięcia wniosków na najbliższą przyszłość. Wiele w tej kwestii wyjaśnia nam dyrektor sportowy JKH GKS Jastrzębie Leszek Laszkiewicz. Zapraszamy do lektury.
- Po meczu z GKS Katowice (4:7) doszło do spotkania zarządu JKH GKS Jastrzębie z dyrektorem sportowym oraz trenerem. Było nerwowo?
Leszek Laszkiewicz - Nie. Takie spotkania są normalną sprawą w naszym klubie i odbywają się raz w tygodniu. Faktem jest, że po derbowym pojedynku z liderem zostaliśmy zaproszeni na rozmowę. Oczywiście padło tu pytanie o przebieg zawodów, z których zarząd nie mógł być zadowolony. W konstruktywnej wymianie zdań z prezesami wyjaśniliśmy sobie niektóre kwestie. Spoglądamy do przodu. Przed nami jeszcze sporo pracy. Myślę, że wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski z niedzielnego meczu, czego efekty widzieliśmy we wtorek w Toruniu.
- Pan jako dyrektor sportowy odpowiedzialny m.in. za łotewski kierunek transferowy musi być zadowolony, że w meczach z GKS Katowice i Energą Toruń zawodnicy znad Dźwiny przeprowadzali tak kapitalne koronkowe akcje.
- Można się z tego cieszyć, jednak my przede wszystkim patrzymy na drużynę jako całość i na wynik końcowy. To są podstawowe punkty odniesienia. Wolałbym, abyśmy strzelili trzy bramki mniej, ale zdobyli punkty. Co mi po czterech golach w przegranym pojedynku? Dlatego cały czas pracujemy nad tym, aby wrócić do naszej podstawowej broni, czyli żelaznej dyscypliny taktycznej w defensywie. Wiadomo, że jesteśmy obrońcą tytułu i dlatego ciąży na nas pewna presja. Oczekuje się od nas efektownej, ofensywnej gry. Jednak potrójna korona JKH GKS Jastrzębie w minionym sezonie była rezultatem głównie skutecznej obrony.
- Mamy zatem nieco do nadrobienia...
- Prawdą jest, iż w ostatnich meczach nie pomagaliśmy w pracy Patrikowi Nechvatalowi i złapaliśmy sporo niepotrzebnych kar. Wielokrotnie rozmawialiśmy na ten temat z chłopakami. To bardzo ważna sprawa, tym bardziej w obliczu kłopotów z kontuzjami. Liczę, że z czasem rozwiążemy ten problem.
- Według słów trenera Kalabera, daliście sobie czas do 5 grudnia, aby podjąć wiążące decyzje kadrowe. Czy od tamtego wywiadu coś zmieniło się w tej kwestii?
- Nie będę ukrywał, że martwi nas brak awansu do półfinału Pucharu Polski. Powody takiego stanu rzeczy przedstawił sam trener, więc są one znane. Musimy wyciągnąć wnioski i reagować, aby wywalczyć możliwie najwyższą lokatę przed fazą play-off. To truizm, ale ekstraliga w tym sezonie jest naprawdę szalenie wyrównana, w związku z czym każdy punkt może być na wagę złota. Oczywiście myślimy o pewnych wzmocnieniach, jednak nie jesteśmy Spartą Praga, aby pozwolić sobie na żonglowanie kadrą. Zawsze działaliśmy w ten sposób, aby już wrześniu mieć w zanadrzu co najmniej 90% drużyny, która za pół roku przystąpi do play-off. Nie zagramy w Pucharze Polski, a zatem nie musimy zanadto się spieszyć. Na razie nie zapadła decyzja, czy będziemy chcieli wzmocnić atak, czy też obronę. To zależy między innymi od stanu zdrowotnego w drużynie, który jest wszystkim znany.
- Jednak jedna decyzja kadrowa już zapadła, ponieważ odszedł Samuel Mlynarović.
- Ten ruch związany był zarówno z jego słabszą grą akurat w tym momencie sezonu, jak i z naszym zamiarem wstrząśnięcia drużyną. Musimy grać bardziej odpowiedzialnie. Hokej nie polega tylko na strzelaniu goli, ale także na pomaganiu swojemu bramkarzowi. Jedyną metodą na sukces jest żelazna dyscyplina taktyczna. Na pewno nie mamy zamiaru działać pochopnie i stawiamy na zdrowy rozsądek. Poruszamy się po takim, a nie innym rynku transferowym i dysponujemy ograniczonym budżetem.
- A co z Martinem Kasperlikiem? Jego nazwisko wymienił we wspomnianym już wywiadzie trener Robert Kalaber.
- Na ten moment nie ma opcji, żeby "Kaspi" nas opuścił. To bardzo cenny zawodnik, który wiele razy udowodnił swoją wartość. Aktualnie ma wprawdzie gorszy moment. Wierzymy jednak, iż niebawem znów stanie się bardzo mocnym ogniwem drużyny.
- Przejdźmy do problematyki kontuzji trzech naszych kluczowych obrońców. Zacznijmy od wieści na temat Mateusza Bryka.
- Tu akurat mam dobre wiadomości. Mateusz Bryk trenuje już na pełnych obrotach, a decyzja o jego powrocie do kadry meczowej należeć będzie wyłącznie do trenera Kalabera.
- A co z Siarhejem Bahalejszą?
- Z uwagi na naderwanie więzadła bocznego nasz białoruski defensor musi pauzować przez około miesiąc, ponieważ tyle czasu trwa gojenie. Na szczęście nie potrzeba tu interwencji chirurgicznej. Siarhej wróci na lód po zbliżającej się kolejnej "przerwie na reprezentację".
- Najmniej optymistycznie brzmią informacje odnośnie Marisa Jassa. Informował pan już, iż marzeniem byłby jego powrót do gry na play-offy...
- Tak. Maris musiał poddać się operacji kostki. Gdyby tego nie zrobił, mógłby mieć za kilka lat problem z chodzeniem. To bardzo poważna sprawa, choć początkowo wydawało się, iż mówimy tu "jedynie" o złamaniu kości strzałkowej.
- Trener Kalaber wspomniał, że największym problemem we wrześniu i październiku był nadmiar meczów o stawkę. W końcu jednak w listopadzie nasi hokeiści mieli czas na "wyczyszczenie głów". Dwa tygodnie odpoczynku od ligi wystarczyły?
- Na pewno pomogły. Problem mentalny polegał na tym, że nie jest możliwe utrzymanie pełnej koncentracji przez tak długi czas. To wręcz nierealne. Jestem przekonany, że nasze przygotowanie kondycyjne jest na odpowiednim poziomie. Pod tym względem w pełni ufam trenerowi Kalaberowi, znającemu się na rzeczy jak mało kto w Polsce. Dlatego musimy skupić się na kwestiach mentalnych i nie możemy dopuścić do powtórki z meczu w Tychach, gdzie do 50. minuty kontrolowaliśmy taflę, a potem sami zmarnowaliśmy owoce własnej ciężkiej pracy. Takich wydarzeń było zresztą w tym sezonie znacznie więcej...
- Czy w związku z brakiem awansu do Pucharu Polski zmienią się cele na koniec sezonu?
- Nie. Dla nas najważniejszy jest najbliższy mecz. Idziemy krok po kroku do przodu. Na ten moment chcemy powalczyć o jak najwyższą lokatę przed fazą play-off. Wiemy, że kibice wymagaliby od nas powtórki niesamowitego sezonu 2020/21, jednak musimy wszyscy zrozumieć, że obrona potrójnej korony przy tak wyrównanej lidze byłaby nieprawdopodobna.
Od redakcji: W przypadku wykorzystania niniejszego wywiadu w materiałach prasowych prosimy o wskazanie źródła materiału - www.jkh.pl.