''Klucz do sukcesu to kolektyw''

 
2022-03-18

Za nami ćwierćfinały, przed nami półfinały! Radość po niesamowitej trzeciej tercji ostatniego meczu z Energą Toruń musi już ustąpić mobilizacji przed niezwykle pasjonująco zapowiadającymi się pojedynkami z Re-Plast Unią Oświęcim. Z tej okazji tradycyjnie już przepytaliśmy trenera Roberta Kalabera w sprawach bieżących. Nasz szkoleniowiec nie ukrywa radości z pełnych trybun Jastora, a przede wszystkim wyraża podziw i podziękowanie dla tych kibiców, którzy wspierali nasz zespół w Toruniu. Zapraszamy do lektury!

- Czy spodziewał się pan aż tak trudnej przeprawy przez ćwierćfinały?
Robert Kalaber - Szczerze? Nie. Liczyłem oczywiście na nasze zwycięstwo, ale nie w siedmiu spotkaniach. Rzeczywistość okazała się bardziej skomplikowana. Niemniej, jesteśmy bardzo zadowoleni, że jesteśmy w półfinale.

- Po pierwszym spotkaniu z Energą Toruń wydawało się, że awans to tylko kwestia czasu. Wszak JKH GKS Jastrzębie wygrał pewnie 5:1. Ciąg dalszy znamy. Zapytam wprost - czy to efekt tak dobrej postawy naszych rywali, czy też w pewnym momencie "podaliśmy im tlen"?
- Wynik pierwszego meczu wygląda wprawdzie efektownie, ale nie odzwierciedlił przebiegu zawodów. To był trudny pojedynek. Udało nam się strzelić pięć goli i dobrze "pracowaliśmy" przed bramkarzem gości. W efekcie rezultat 5:1 okazał się... ryzykowny, ponieważ nasi zawodnicy nabrali niepotrzebnego przekonania, że w kolejnych spotkaniach będzie podobnie. W efekcie do drugiego meczu podeszliśmy źle. Nie byliśmy dostatecznie agresywni i konsekwentni. Na własne życzenie zrezygnowaliśmy z tych atutów, które wcześniej przyniosły nam sukces. Popełniliśmy błędy, które skutkowały niepotrzebnymi karami. Tym samym pozwoliliśmy rywalom uwierzyć, że mogą nas wyeliminować, a nie jedynie wygrać u siebie jeden czy dwa mecze.

- Torunianie czekali na zdobycie Jastora kilkanaście lat.
- Dokładnie o tym mówię. Triumf w drugim spotkaniu dał im wiarę i siłę. Jednak należy pamiętać, iż nasza postawa nie zmienia podstawowego faktu, iż Energa to bardzo dobra drużyna. Trener Jussi Tupamaeki odpowiednio ją poukładał i potrafił na bieżąco reagować na sytuację. Nie dało się nie dostrzec, że wyciąga wnioski z kolejnych spotkań. Nasi rywale grali z ogromnym poświęceniem i zaangażowaniem, wręcz na poziomie finału! Tymczasem u nas niektórzy z chłopaków sądzili chyba, że to "tylko" ćwierćfinał i przebrniemy go bez emocji. A tu nagle okazało się, że ta rywalizacja niekoniecznie może rozstrzygnąć się po naszej myśli.

- W szóstym ze spotkań znów mieliśmy taki moment po strzeleniu gola, w którym krążek był po naszej stronie. Niestety, potem nastąpiła kara meczu. Nie będę owijał w bawełnę - czy rozmawiał pan z Martinem Kasperlikiem o tej sytuacji?
- Tak. Rozmawiałem z "Kaspim" w obecności całej drużyny. To było nieodpowiedzialne zachowanie z jego strony, które nie przystoi naszej dyscyplinie. Martin jest świadomy tego, co zrobił i jak bardzo osłabił drużynę. Na razie tyle w tej kwestii. Do sprawy wrócimy po zakończonym sezonie.

- Czas na osobiste pytanie. Szczerze - miał pan moment zwątpienia? Na przykład w trzeciej tercji siódmego meczu, gdy Toruń po raz trzeci objął prowadzenie?
- Szczerze mówię, że nie było takiej chwili. W ferworze walki naprawdę wszyscy jesteśmy nastawieni na zwycięstwo. Wiemy, że po prostu... musimy wygrać! Wiedziałem, że dysponujemy odpowiednią jakością i doświadczeniem. Jeśli "gramy swoje", to jesteśmy naprawdę mocnym zespołem. Niestety, czasem nie wydobywamy z naszych zawodników stu procent "zasobów" pod kątem przydatności drużynie. Zdarzały nam się mecze, w których bez większego problemu radziliśmy sobie z najtrudniejszymi konkurentami, a następnie męczyliśmy się z teoretycznie niżej notowanymi ekipami. Jako team bywamy nieobliczalni. Nie jesteśmy tak pewni, jak przed rokiem, gdy od początku do końca znaliśmy wady i zalety wszystkich naszych zawodników. W bieżących rozgrywkach nasza kadra składa się z większej liczby nowych graczy z zagranicy. Cały czas staramy się niwelować błędy, również za sprawą analizy wideo. Mam jednak nadzieję, że sytuacja odwrócenia wyniku w siódmym meczu z Energą Toruń przełoży się na kolejne spotkania w play-offach i dodatkowo "zbuduje" naszą drużynę. Teraz nie czas na indywidualne wyczyny, że ktoś chce coś zrobić inaczej niż mu każemy. Kluczem do sukcesu jest kolektyw. Każdy musi być podporządkowany celom zespołu.

- Z drugiej jednak strony, gole na 3:3 i 4:3 były efektem zagrań indywidualnych. Czy wobec rozwoju sytuacji na tafli pozwolił pan bardziej doświadczonym zawodnikom na takie indywidualne szarże?
- Nie do końca mogę zgodzić się z tą opinią. Trzecia bramka, którą zdobył Mateusz Bryk, to wypracowana akcja, ćwiczona na praktycznie każdym treningu. W tej sytuacji bardzo ważna była "praca na bramkarzu". Natomiast Vitalijs Pavlovs rzeczywiście wykonał indywidualną robotę. Wziął na siebie ciężar gry, wjechał między rywali i kapitalnie uderzył z back-handu. Siła tego strzału była niezwykła jak na taki układ dłoni i zapewne to zaskoczyło Conrada Moldera. Faktem jest, że w tym sezonie mamy sporo indywidualności, a naszym zadaniem jest skupić ich zalety w sile kolektywu. To jest sport i tu każdy zawodnik stara się zrobić maksimum na lodzie. Cóż, chwała Bogu, że Vitalijs zdobył dla nas tę najważniejszą bramkę.

- Jako zawodnik i trener widział pan już wszystko i przeżył wszystko. A jednak po tym trafieniu widzieliśmy z pana strony radość niczym u kibica. Może warto było rozegrać te siedem meczów, aby znów przeżyć taki młodzieńczy wybuch entuzjazmu?
- To spotkanie było bardzo trudne, podobnie jak cały ćwierćfinał. Jednak ta czwarta bramka uradowała mnie tak mocno również dlatego, że w tym momencie nabrałem przekonania, iż tego awansu nie wypuścimy już z rąk. Dlaczego? Ponieważ widziałem taki stopień zaangażowania i emocji u chłopaków, jakiego życzyłbym sobie od początku play-off. Już o tym wspominałem, że niektórzy z nas podeszli nieco zbyt luźno do tych ćwierćfinałów. Drużyna musiała sama przekonać się, że to "już" play-off, a nie seria pojedynków, w których jesteśmy faworytem. Być może zmyliły nas nieco wyniki meczów z Energą w fazie zasadniczej oraz to, że torunianie tak długo czekali na wygraną w Jastrzębiu. To był nasz kłopot, z którego wyciągnęliśmy wnioski. Trzeba było "dać z wątroby", aby awansować. Cieszy mnie to, że byliśmy w stanie trzykrotnie doprowadzić do wyrównania i naprawdę liczę na owoce tego siódmego spotkania. Przekonaliśmy się naocznie, że w play-offach wszystko jest możliwe.

- Przejdźmy zatem do półfinałów. Mamy za sobą bardzo intensywny tydzień, a tymczasem hokeiści Unii Oświęcim mogli spokojnie trenować i regenerować organizmy. Czy możemy obawiać się o naszą kondycję, jeśli znów czekać nas będzie maraton, czy też paradoksalnie liczba spotkań z Energą utrzyma nas w rytmie meczowym?
- Zgodzę się z ostatnią częścią pytania. Natomiast absolutnie nie obawiam się o naszą kondycję. Wytrzymamy! Jesteśmy naprawdę dobrze przygotowani do walki. W mojej opinii nie ma znaczenia, że rozegraliśmy szóste i siódme spotkanie z Toruniem, ponieważ wcześniej mieliśmy prawie dwa tygodnie przerwy. Teraz z kolei mamy trzy dni przed spotkaniami w Oświęcimiu. Mieliśmy czas i na trening, i na regenerację, i na radość z awansu do półfinału. Na rywalizację z Unią będziemy gotowi w stu procentach. Kibice mogą być o to spokojni.

- Czy pokusi się pan o prognozę, jak może wyglądać ten półfinał? Czy możemy spodziewać się kolejnego maratonu, czy też jedna z ekip dokona szybkiego przełamania w drugim lub trzecim spotkaniu i będzie po zawodach?
- Nie mam pojęcia i nie chciałbym bawić się we wróżenie. Na tym etapie każdy scenariusz jest możliwy, łącznie z 4:0 dla jednej lub drugiej drużyny. Na pewno ważny będzie początek tej rywalizacji. Pierwszy mecz może ją w pewien sposób ustawić. Liczę na to, że nasz zespół rozpocznie walkę o finał w jak najlepszym stylu. Mamy jakość, aby pokonać Unię i zakwalifikować się do pojedynków o złoto. Jednak nie zapominajmy, iż oświęcimianie to także bardzo mocny team. To drużyna z zawodnikami, którzy grali w wymagających ligach i potrafią "zrobić różnicę". Jestem przekonany, że obecnie jest to znacznie silniejszy zespół niż ten, z którym rywalizowaliśmy pół roku temu w Superpucharze Polski. Natomiast nie będę ukrywał, że my także "odrobiliśmy zadanie". Mamy poukładaną ekipę, która wykonała już kawał dobrej roboty. Cóż, sądzę, iż o każdym kolejnym meczu decydować będą "małe rzeczy" i dyspozycja dnia. My musimy być gotowi na każde kolejne spotkanie. Teraz myślimy wyłącznie o sobotnim meczu.

- Rozumiem, że ma pan już plan na pokonanie Unii?
- Uważam, że musimy najpierw starać się o jak najlepsze przygotowanie z naszej strony. Nieustannie analizujemy na wideo nasze błędy i wyciągamy z nich wnioski. Mamy słabsze elementy, nad którymi pracujemy, ale zarazem i silne strony, które musimy umieć wykorzystać. Bez dwóch zdań - kluczem do awansu jest kolektyw. Musimy grać jak drużyna i tak też się zachowywać. Nikt sam do finału nie awansuje. Być może jeden zawodnik jest w stanie wpłynąć na rezultat jednego pojedynku, ale całej rywalizacji już nie rozstrzygnie. Do takich zadań potrzebni są wszyscy gracze. Powtórzę jednak, że liczę, iż pozostaną z nami te emocje, które przeżywaliśmy w trzeciej tercji siódmego meczu z Toruniem. Musimy dokładnie tak samo podejść do zmagań z Unią Oświęcim.

- Na koniec postawię pana przed wyborem. Gdyby miał pan po jednej stronie zeszłoroczne ćwierćfinały i półfinały, które wygraliśmy 4:0 i 4:1, ale bez kibiców, a drugiej - tegoroczny maraton z Energą, jednak z pełnymi trybunami, to wybrałby pan...
- Zdecydowanie preferuję wersję z kibicami. Przecież to dla nich gramy, hokej bez kibiców nie ma sensu. Dlatego chcę z całego serca podziękować w imieniu całej naszej ekipy tym fanom, którzy wspierali nas w Toruniu. To kawał drogi, a wiemy, jak wyglądają obecnie ceny benzyny. Doceniamy i nie zapomnimy, że dwa razy przejechali za nami pół Polski! Cieszę się również, iż także na Jastorze dopisała frekwencja. To była taka atmosfera, jakiej życzyłbym sobie zawsze. Wielokrotnie mówiłem przed rokiem, że chcemy medalu i zapełnienia trybun naszego lodowiska. Te cele nie uległy zmianie. Poprzez telewizor czy transmisję w internecie nie da się przeżyć tych emocji. Dlatego zdecydowanie wybieram wariant z kibicami, choćby był okupiony maratonem. To dla nich wychodzimy na lód.

Od redakcji: W przypadku wykorzystania niniejszego wywiadu w materiałach prasowych prosimy o wskazanie źródła materiału - www.jkh.pl.

tel./fax 32 476 16 50
aleja Jana Pawła II 6a, 44-335 Jastrzębie-Zdrój

Formularz kontakowy

 
 
 


 

Administratorem danych jest Jastrzębski Klub Hokejowy GKS Jastrzębie, ul. Leśna 1, 44-335 Jastrzębie-Zdrój. Dane wpisane w formularzu kontaktowym będą przetwarzane w celu udzielania odpowiedzi na przesłane zapytanie.

NASTĘPNY MECZ