W miniony poniedziałek nasz zespół rozpoczął ostatni etap przygotowań do sezonu 2022/23. Na tę okoliczność przepytaliśmy trenera Roberta Kalabera w tematach transferowych i sparingowych. Poznaliśmy także plany dotyczące budowy nowego kolektywu, który za niespełna dwa miesiące rozpocznie walkę o ligowe punkty. Zapraszamy do lektury!
- W którym dniu wakacji po raz pierwszy sięgnął pan po wiadomości ze świata hokeja?
Robert Kalaber - Szczerze mówiąc, pracowałem jeszcze przez pierwsze dwa dni urlopu. Potem w końcu była okazja, aby wyluzować się i odpocząć od hokeja. Niemniej, nawet w trakcie tych krótkich wakacji zdarzało mi się rozmawiać telefonicznie z Leszkiem Laszkiewiczem o sprawach zawodowych. Były to jednak epizody. Urlop uważam za udany.
- A czy "globalna waga drużyny" odbiega obecnie mocno od tej, jakiej życzylibyście sobie jako sztab szkoleniowy?
- Akurat jesteśmy po ważeniu i wszystko jest w porządku (śmiech). Chłopcy są profesjonalistami. To ludzie świadomi swoich organizmów. Gdyby nic nie robili przez te dwa tygodnie, to byłoby im bardzo trudno wrócić do normalnych treningów. Przed nami niezwykle ciężki okres przygotowań, jednak sądzę, że zawodnicy z ulgą przyjmują zajęcia na lodzie. Jesteśmy ludźmi hokeja i to jest nasza ukochana dyscyplina. Siłownia i biegi nigdy nie zastąpią nam tafli.
- Osiem czerwcowych wyjazdów na lodowisko do Poruby także się przydało?
- Oczywiście. Dzięki treningom w Czechach nasi chłopcy płynnie wchodzą w ostatni okres przygotowań. Zdecydowanie większy problem mają zawodnicy pozyskani wiosną, którzy nie mieli okazji pracować z nami w minionym miesiącu. Widać po nich tę czteromiesięczną przerwę od lodu. Cóż, przed nami teraz sporo pracy, aby nadrobić ten brak. Jestem pewien, że "nasi obcokrajowcy" dadzą sobie radę.
- I właśnie do tego tematu chcę teraz nawiązać. Najpierw chciałbym zapytać o węgierskiego bramkarza Bence Balizsa. "Bratanek" w kadrze to nowość nie tylko dla JKH GKS Jastrzębie, ale całej Polskiej Hokej Ligi. Skąd ten kierunek?
- Trzeba zacząć od tego, że dzień po zakończeniu minionego sezonu informacją o zakończeniu kariery zaskoczył nas nieco Patrik Nechvatal. Musieliśmy zatem od razu zabrać się za budowę nowej drużyny "od tyłów". Należało porozmawiać z zarządem o naszych możliwościach budżetowych, które jak zawsze są ograniczone. Nie możemy pozwolić sobie na "zakupy" i musimy twardo stąpać po ziemi. Otrzymaliśmy określone wiadomości od agentów zawodników i nie patrzyliśmy nikomu w paszport. Chodziło o to, aby nowy bramkarz był doświadczony i spełniał nasze wymagania. Lista kandydatów nie była zatem długa, a na jej czele znajdował się właśnie Bence Balizs, którego pamiętam z rozgrywek słowackiej ekstraligi. To 31-letni golkiper z międzynarodowym obyciem. Ważne było dla nas to, że Węgier wyrażał zainteresowanie grą w Jastrzębiu. Zaczęliśmy rozmawiać i szybko doszliśmy do porozumienia. Bence chciał spróbować czegoś nowego, co ułatwiło komunikację.
- Przyznam, że dla mnie niespodzianką jest fakt, iż będący w kręgu zainteresowań selekcjonera "Madziarów" bramkarz chce grać w polskiej lidze.
- Myślę, że nie jest to wielka sensacja. Należy przyznać, że polska liga pod względem jakości mocno zyskała za sprawą licznych obcokrajowców. Wielu uznanych hokeistów zdążyło się już przekonać, że nasze rozgrywki nie są jakąś "bananową ligą". Bence przyznał w jednym z wywiadów, że uważa ekstraligę za mocniejszą od rozgrywek węgiersko-rumuńskich, a ja nie mam powodu, aby mu nie wierzyć.
- Kolejnym ciekawym strzałem jest pozyskanie Litwina Marka Kaleinikovasa. To również nowy kierunek w polskiej lidze.
- Po zakończeniu minionego sezonu zdawaliśmy sobie sprawę, że opuści nas wielu chłopaków. Dlatego już wcześniej rozpoczęliśmy przeczesywanie rynku w poszukiwaniu nowych zawodników. Kaleinikovasa wypatrzył Leszek Laszkiewicz i to on poradził mi, abym rzucił na niego okiem podczas Mistrzostw Świata Dywizji 1A, które rozpoczynały się tuż po turnieju z udziałem naszej reprezentacji w Tychach. Styl gry Marka od razu mi się spodobał. To bardzo inteligentny zawodnik, który zarazem dysponuje dobrymi warunkami fizycznymi. Poza tym odznacza się prawym uchwytem kija. Myślę, że Kaleinikovas "ma papiery" na wyróżniającego się gracza w całej ekstralidze. Przeanalizowaliśmy z Leszkiem możliwości manewru w jego sprawie, skontaktowaliśmy się z agentem i również w miarę sprawnie doszliśmy do konsensusu.
- Nie możemy także nie wspomnieć o kontynuacji "kierunku łotewskiego". Gdy kilka lat temu do JKH GKS Jastrzębie dołączył Maris Jass, była to swego rodzaju nowość.
- Maris zrobił świetną robotę. To jest naprawdę kapitalny chłopak i bardzo żałuję, że z powodu kontuzji musiał skończyć karierę na profesjonalnym poziomie. Odwiedził nas zresztą w minionym tygodniu, a po raz kolejny pojawi się na Jastorze w październiku. Łotysz zawsze będzie tu mile widziany. Nie jest też wielką tajemnicą, iż zasięgamy jego porady w kwestii zawodników znad Dźwiny. Wszyscy hokeiści z Łotwy, którzy z nami dotychczas byli, wypełniali swoje zadania i nie mieliśmy z nimi żadnych kłopotów. Dlatego nie obawiamy się spoglądać właśnie w tym kierunku. W związku z tym cieszę się, iż pozostali z nami Vitalijs Pavlovs i Eriks Sevcenko. Obaj wnieśli bardzo wiele do zespołu i mocno przyczynili się do brązowego medalu w minionych rozgrywkach.
- Jak to w naszym polskim grajdole, nie mogło obyć się bez złośliwości. Gdy nasz klub pozyskał napastników Raivo Freidenfeldsa i Antonsa Sinegubovsa, niektórzy z nieukrywaną satysfakcją stwierdzali, iż JKH GKS zamiast stawiać na swoją młodzież bierze chłopaków z zagranicy.
- Jak wszyscy doskonale wiemy, nasi wychowankowie po sezonie 2020/21 postanowili spróbować swoich sił w innych klubach. Różnie się to skończyło. Natomiast my w Jastrzębiu mamy kopalnię węgla, a nie kopalnię młodych zawodników. Powszechnie wiadomo, iż nie cieszymy się "kłopotami bogactwa" w rocznikach początku pierwszej dekady XXI wieku. Kolejna fala wychowanków ma dopiero po około szesnaście lat, a zatem na ich wejście na ekstraligowy poziom musimy jeszcze poczekać. Stanęliśmy przed problemem uzupełnienia składu. Nie mamy na tyle okazałego budżetu, aby stworzyć cztery piątki z samych "wyjadaczy". Stąd też pojawienie się w naszym klubie Antonsa i Raivo. Po pierwszych treningach nabieram przekonania, że podjęliśmy bardzo dobrą decyzję. Liczę, że obaj dołożą solidną "cegiełkę" do osiągnięcia celów, które sobie wyznaczyliśmy. To zawodnicy o odmiennym stylu gry. Freidenfelds potrafi znakomicie wyłożyć krążek koledze z drużyny, a z kolei Sinegubovs imponuje charakterem i sprytem. Obaj są też mocni na krążku. Mam już teraz bardzo dobry kontakt z tymi chłopakami i... myślę, że nie mylę się w ich ocenie.
- Można powiedzieć, że w obecnym okresie transferowym JKH GKS Jastrzębie przeżył "powtórkę z rozrywki". Ponownie mówiono, że drużyna rozpadła się i została rozkupiona, ponieważ zamożniejsze kluby znów skorzystały z naszej zeszłorocznej pracy na rynku. Tymczasem teraz nikt już tak nie twierdzi.
- Taka jest nasza praca. Nie chcemy, aby nasz dyrektor sportowy Leszek Laszkiewicz zanudzał się w pracy (śmiech), choć przypuszczalnie będę musiał sprezentować mu nową baterię do telefonu. Mamy pewien pułap możliwości i nie możemy go przekroczyć. To wymaga od nas określonych działań. Wielokrotnie już deklarowałem, że w JKH GKS Jastrzębie czuję się bardzo dobrze, ponieważ tu wszyscy "ciągną w jednym kierunku". Cóż, najpierw "męczymy się" z przeciwnikami, potem z kolei z zawodnikami, po których należy uzupełnić skład. Nie powiem, że jesteśmy do tego przyzwyczajeni, ale... wiemy, jak mamy sobie radzić. Dla mnie bardzo istotne jest to, że w naszym klubie pozostało bardzo wielu Polaków, w tym wychowanków JKH GKS Jastrzębie. To chłopcy, którzy stanowią filar drużyny. Dzięki nim "szatnia" potrafi przetrwać zmiany kadrowe. Jestem bardzo zadowolony z "chemii", jaka dzięki naszym rodzimym zawodnikom panuje w drużynie.
- Cieszę się, że pan o tym wspomniał. Wszak polski i jastrzębski filar w naszym klubie wciąż jest bardzo mocny. Pozostali z nami przecież Kamil Górny, Mateusz Bryk, Dominik Paś, Radosław i Łukasz Nalewajkowie, Dominik Jarosz i Patryk Pelaczyk, a także Maciej Urbanowicz, Arkadiusz Kostek czy Marcin Horzelski, którzy zdążyli zadomowić się w Jastrzębiu.
- Nasi chłopcy są podstawą drużyny. Gwarantują określony poziom i wzajemnie wiemy, czego możemy się po sobie spodziewać. Bez nich budowa nowego zespołu byłaby ogromnie utrudniona. Mimo wszystko każdy nowy gracz to pewna zagadka. Nie wiadomo, kto "wystrzeli", a komu przydarzy się najsłabszy sezon w karierze. Za sprawą naszych rodzimych zawodników zdecydowanie łatwiej jest poukładać drużynę zarówno sportowo, jak i mentalnie. Kwestia psychiki jest niezwykle istotna. Nie jest tak, że oglądamy kandydatów do gry w JKH GKS Jastrzębie jedynie na wideo i na tej podstawie podejmujemy decyzję. Zwracamy uwagę na to, czy facet jest - mówiąc wprost - normalny i da się z nim dogadać. Dlatego zasięgamy języka u ich trenerów czy kolegów z zespołu. Drużyna musi funkcjonować jako całość nie tylko na lodzie. To grupa mężczyzn, która musi umieć się porozumieć.
- Mamy połowę lipca, a zatem trudno już teraz deklarować cele na zbliżający się sezon. Nie znamy jeszcze terminarza i nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie niespodzianki szykują rywale. Niemniej, gdy budowaliście nową drużynę, to musiał przyświecać wam określony "target". Jako sztab trenerski poszukiwaliście zawodników o określonych warunkach.
- Przy wyborze takich, a nie innych zawodników, przyświecały nam dwa założenia. Po pierwsze - jak już mówiłem - "kotwica" finansowa, którą wskazał nam zarząd. Zawsze musimy dostosować się do możliwości budżetowych naszego klubu. Drugie założenie było takie, aby nowy zespół nie był słabszy od poprzedniego i prezentował się na co najmniej takim samym poziomie. Istotnie jest tak, że mówienie już teraz o celach sportowych byłoby przedwczesne, jednakże na pewno chcielibyśmy ponownie znaleźć się co najmniej w półfinale, aby rozgrywać sezon do samego końca. Przyznam, że na ten moment zrobiliśmy wszystko, co było do zrobienia "po naszej stronie". Nie mamy wpływu ani na politykę transferową innych klubów, ani na przypadki losowe. Zatem pozostaje nam praca i jeszcze raz praca. Mamy osiem tygodni na to, aby wkomponować naszych nowych zawodników w drużynę. Mam ogromną nadzieję, że pod względem zdrowotnym kolejny sezon nie będzie tak trudny, jak miniony. Możesz wypracować idealny model kadry, a potem na pół roku wypadnie ci dwóch kluczowych zawodników i wszystko trzeba budować od nowa. Po to właśnie rozgrywamy sparingi, aby sprawdzić wszelkie możliwości.
- Czego zatem oczekuje pan po meczach sparingowych? Wśród rywali jest m.in. Dukla Michalovce, a zatem nasi kibice będą mieli okazję zobaczyć JKH GKS Jastrzębie w starciu z niezłymi konkurentami.
- Przede wszystkim chcę jak najlepiej poznać nowych zawodników i z tej perspektywy znaleźć dla nich optymalne miejsce w drużynie. Chcę pozyskać wiedzę, jak kto reaguje w trudnej sytuacji, a także poznać ich mocne i słabe strony, nad którymi trzeba będzie popracować. Sparingi pokażą nam, nad czym jeszcze musimy się pochylić zarówno przy grze w ataku, jak i w obronie. W hokeju najważniejszy jest kolektyw i my ten kolektyw musimy zbudować.
- Na koniec porozmawiajmy jeszcze o samej ekstralidze. Polska pod pana wodzą pokonała Białoruś, gdzie nie brakuje mocnych klubów. W pana ojczyźnie są cztery poziomy rozgrywkowe. Tymczasem w Polsce nie potrafimy stworzyć ekstraklasy choćby z dziesięciu ekip. Tym większa radość, że w elicie zobaczymy jednak STS Sanok, choć zabraknie Sokoła Kijów. Czy pana słowaccy znajomi wiedzą, że selekcjonuje pan kadrę narodową w oparciu o kluby, które można policzyć na palcach dwóch rąk?
- Na Słowacji niewiele osób interesuje się polskim hokejem, co mnie osobiście nieco irytuje. Dlatego wolałbym wygrać ze Słowacją, niż z Białorusią (śmiech). Dla tamtejszych kibiców wciąż pozostajemy "bananową ligą", nawet jeśli JKH GKS Jastrzębie czy Comarch Cracovia pokonują słowackie kluby. Myślę jednak, że nadejdzie taki czas, gdy również za Tatrami będą musieli zmienić zdanie. Faktem jest, iż osiem czy dziewięć klubów w ekstralidze nie wygląda okazale. Ktoś może zapytać, co to za liga, skoro "wszyscy" awansują do play-off? To oczywiste, że potrzebujemy więcej klubów, ale w tej kwestii przed nami jako środowiskiem polskiego hokeja jeszcze wiele pracy. Co do Sanoka, to bardzo się cieszę, że drużyna z tego miasta zagra w Polskiej Hokej Lidze. Ten klub ma świetnych, żywiołowych kibiców, a w kadrze są młodzi chłopcy, którzy teraz nie znaleźliby już nowych zespołów, bowiem większość ekip ma pouzupełniane piątki. Natomiast jeśli idzie o Sokół Kijów, to żałuję, że nie udało się dokooptować tego klubu do naszej ligi. Ukraińcy wnieśliby sporo kolorytu do rozgrywek. To zawsze coś nowego, inna mentalność i odmienny styl gry. My w Polskiej Hokej Lidze nad wyraz potrzebujemy takich nowości. Korzystną dla całego polskiego hokeja byłaby sytuacja, w której nasza ekstraliga wybiłaby się na międzynarodowy poziom zarówno pod względem sportowym, jak i marketingowym. Myślę jednak, że to tylko kwestia czasu.
Od redakcji: W przypadku wykorzystania niniejszego wywiadu w materiałach prasowych prosimy o wskazanie źródła materiału - www.jkh.pl.