''Nie wykorzystaliśmy swoich szans''

 
2023-03-21

Od bitew z GKS Katowice minęło już kilkanaście dni, w trakcie których zbieraliśmy myśli i studziliśmy emocje. Nabraliśmy też nieco dystansu. Czas zatem na podsumowanie ćwierćfinałów i całego sezonu, o którym porozmawialiśmy z trenerem Robertem Kalaberem.

Zapewne śledzi pan półfinały nie tylko z uwagi na obowiązki selekcjonera. Czy widząc wyrównany bój teoretycznie "wymęczonych" Katowic z równie teoretycznie "wypoczętą" Cracovią czuje pan żal, że... "to mogliśmy być my"?
Robert Kalaber - Największy żal odczuwam z tego powodu, że jest marzec, a my już tylko trenujemy. We wszystkich ligach ruszyły play-offy, a nasz zespół ma "po sezonie". Natomiast w półfinałach grają te cztery drużyny, które przebrnęły przez ćwierćfinały i mogą teraz cieszyć się walką o medale. Musimy to zaakceptować i nic z tym nie zrobimy.

Czego, pana zdaniem, zabrakło do awansu? Czy były to czynniki "wewnętrzne", na które mieliśmy wpływ, czy też "zewnętrzne", będące poza zasięgiem naszych przewidywań i przygotowań?
Wiedzieliśmy, że nasz derbowy ćwierćfinał z GKS Katowice będzie bardzo wyrównany. W takiej sytuacji musiały decydować detale. Gdy z perspektywy czasu analizuję tę serię, to żałuję szczególnie tego, że nie wykorzystaliśmy swoich dwóch wielkich szans. Najpierw mogliśmy u siebie odskoczyć na 3:1, a następnie w szóstym spotkaniu odnieść czwarte zwycięstwo. Niestety, nie udało się. Z kolei w ostatnim meczu w Satelicie nie wyszedł nam początek, co Katowice - jako bardzo dobra drużyna - od razu wykorzystały. Następnie straciliśmy bramki w osłabieniu i nic już nie dało się z tym zrobić. Druga sprawa to indywidualne umiejętności naszych przeciwników. W kluczowych i trudnych momentach zmagań różnicę zrobił Grzegorz Pasiut, który potrafił wziąć na siebie ciężar gry i rozstrzygnąć losy spotkania. Niestety, w naszej drużynie zabrakło takiego lidera.

Wspomniał pan, że w ostatnim meczu straciliśmy bramki w osłabieniach. Niektóre z nich były dość kontrowersyjne i chyba nie tylko kibice JKH GKS Jastrzębie to dostrzegli.
Katowice wygrały zasłużenie i gratuluję naszym przeciwnikom awansu do strefy medalowej. Jestem jednak zawiedziony postawą rozjemców w siódmym meczu, ponieważ ich decyzje popsuły naszą pracę jako trenerów i zawodników. Jeśli my popełnimy błąd, to otrzymamy odpowiednio niższe wynagrodzenie. Natomiast zarobki arbitrów są niezależne od tego, co robią na tafli. Od wielu lat o tym mówię. Polska ekstraliga pod względem poziomu sportowego wyraźnie poszła do przodu, ale w parze z tym niestety nie idzie poziom sędziowania. Myślę, że po sezonie wiele klubów będzie miało sporo do powiedzenia w tej sprawie. Trzeba coś zmienić, bo czasem odechciewa się pracować. Dziesięć miesięcy ciężkiej roboty "idzie w piach", bo ktoś podejmuje decyzje "z kapelusza".

W szóstym meczu na Jastorze dało się zauważyć, że sędziowie pozwalali zawodnikom na więcej, aniżeli w siódmym w Satelicie...
To prawda. Dziwi mnie, że ta sama para arbitrów w ciągu kilkudziesięciu godzin sędziowała zupełnie inaczej. To podobno najlepsi polscy rozjemcy, a tymczasem w niedzielę na Jastorze rzeczywiście pozwolili na grę na granicy przepisów, a z kolei we wtorek w Satelicie karali za coś, czego nie widzieli dwa dni wcześniej. Regulamin jest jeden, a ta sama para sędziów podejmuje w analogicznych sytuacjach inne decyzje. Zawodnicy sami nie rozumieli, co mogą, a czego nie. Jedni dostają karę za sytuację, w której drudzy nie są wysyłani na ławkę. Taka postawa powoduje chaos na lodzie. Daliśmy sobie jednak spokój z pisaniem protestów, bo znów niektórzy powiedzą, że "Jastrzębie narzeka". Tymczasem z roku na rok wygląda to coraz gorzej. Dlatego teraz "narzekać" będą inne kluby. Paradoksem całej tej sytuacji jest, że ci sami główni arbitrzy zostali teraz nominowani do obsady siódmego decydującego meczu półfinałowego pomiędzy Comarch Cracovią a GKS Katowice. To dobitny dowód, że sędziowie nie ponoszą żadnych konsekwencji.

W siedmiu meczach z GKS Katowice przeżyliśmy "powtórkę z rozrywki". Wszak kilka lat temu w podobnej serii przegraliśmy z Podhalem Nowy Targ, gdy w szóstym pojedynku na Jastorze mogliśmy zamknąć rywalizację. Zgodzi się pan, że możemy mieć do siebie pretensje głównie o ten ostatni mecz na własnej tafli? Wówczas nie trzeba byłoby wracać na Satelitę do "jaskini lwa"...
Nasza drużyna jest młodsza i mniej doświadczona od GKS Katowice. Nie mamy takich indywidualności i wielokrotnie o tym mówiłem. Ten deficyt można nadrobić jedynie maksymalnym "serduchem do walki". Nie chcę przez to bynajmniej powiedzieć, że chłopcy nie starali się, bo tak nie jest. Drużyna pragnęła zwycięstwa, jednak przez cały sezon ciągnęła się za nami słaba postawa na własnej tafli. Myślę, że właśnie w tym aspekcie mieliśmy największy problem. W całym mijającym sezonie zabrakło mi takiej postawy, którą zawarłbym w zdaniu: "No k...., nie mamy prawa przegrać u siebie, oni muszą wiedzieć, że nie wywiozą z Jastrzębia punktów". Dlatego paradoksalnie nie zmartwiłem się tym, że serię z Katowicami rozpoczniemy na wyjeździe. Ale potem w szóstym meczu u siebie nie potrafiliśmy jej pomyślnie zakończyć...

Przetrawił pan już ten ćwierćfinał?
Takie jest sportowe życie. Granica między awansem do strefy medalowej a końcem sezonu na początku marca jest bardzo cienka. Skład i doświadczenie było po stronie rywali, a tymczasem nam do awansu zabrakło jednego gola, dosłownie kilku centymetrów, choćby wówczas, gdy Dominik Jarosz trafił w parkan leżącego już na tafli Johna Murray'a. Mieliśmy sytuację w naszych rękach, ale niestety górą byli przeciwnicy. Jednak właśnie za takie emocje kibice kochają hokej. Jednym pozostaje radość, a drugim żal. My jesteśmy obecnie w tej drugiej sytuacji i musimy teraz zrobić wszystko, aby wyciągnąć odpowiednie wnioski na przyszłość.

W autobusie z Katowic panowała cisza czy, mówiąc cenzuralnie, zdenerwowanie?
I jedno, i drugie. Po meczu powiedziałem chłopakom, że nie jest wstydem przegrać z Katowicami, ale problem stworzyliśmy sobie... sami. Przez całą rundę zasadniczą mówiliśmy zawodnikom, że bezwzględnie trzeba bić się o trzecie miejsce. Chyba dopiero po ćwierćfinale niektórzy zrozumieli, dlaczego jako sztab tak bardzo "cisnęliśmy" w tej kwestii. Co innego grać o strefę medalową z GKS Katowice lub GKS Tychy, a co innego - z Sanokiem. Absolutnie nie chcę tu deprecjonować drużyny z Podkarpacia, ponieważ mam do tego rywala ogromny szacunek. Jednak bliżej nam jako klubowi do Marmy Ciarko STS Sanok pod względem warunków finansowych i kadrowych, aniżeli do Tychów i Katowic. Nie jest to przecież żadna tajemnica.

Wobec tego podsumowując już ćwierćfinał, który przegraliśmy w siedmiu meczach - czy to jest wynik akceptowalny, czy też... nie?
Jestem przekonany, że gdybyśmy przez cały sezon grali z takim poświęceniem, jak w play-off, to bylibyśmy teraz w zupełnie innym miejscu. Wynik sam w sobie jest akceptowalny, ponieważ zdajemy sobie sprawę z możliwości, jakie ma GKS Katowice. Niemniej, ostatnie lata przyzwyczaiły nas, że JKH GKS Jastrzębie potrafi zniwelować przewagę zamożniejszych klubów i mimo niej walczyć o medale. Jak już mówiłem, żal jest tym większy, że do awansu zabrakło nam naprawdę niewiele. Dlatego podsumowując cały ten sezon muszę uznać go za nieudany, bowiem dla nas wszystkich, a także kibiców i sponsorów, liczy się walka o podium i rozgrywki trwające do kwietnia, a nie kończące się już na przełomie lutego i marca.

Tak szczerze, czy po tych wszystkich perturbacjach i kontrowersjach pojawiła się u pana myśl, że... ma pan dość? To już dziewięć lat na Jastorze. Szmat czasu.
Gdybym powiedział, że nie, to... skłamałbym. Przez te dziewięć lat zmienili się niemal wszyscy zawodnicy. Jedynymi, którzy byli z nami przez ten cały czas, są Radosław i Łukasz Nalewajkowie. Nie będę jednak ukrywał, że po ostatnim meczu w Katowicach czułem się zmęczony tymi wszystkimi negatywnymi emocjami związanymi z sędziowaniem. Wiele razy musiałem bezradnie patrzeć, jak ludzie z gwizdkiem "sypią nam piach w tryby". Jesteśmy najczęściej karanym zespołem w ostatnich pięciu latach. Do tego wszystkiego niektórzy arbitrzy zachowują się niczym dygnitarze za komuny, którzy nie zauważyli, że system upadł.

Zajmijmy się teraz najbliższą przyszłością. Drużyna nadal trenuje, a pan ma czas na wyciągnięcie wniosków na przyszłość. Co dalej z naszym zespołem? Czy trzon pozostanie, czy też czeka nas przebudowa kadry?
Nie będę ukrywał, że czeka nas sporo zmian. Większość obecnych "stranierich" odejdzie. Decyzje w tej kwestii powinny zapaść w najbliższym czasie. Pracujemy do końca kwietnia, a potem mamy trzy tygodnie wolnego, po którym rozpoczniemy przygotowania do kolejnego sezonu. W tym czasie inne ekipy będą kończyły play-off, więc siłą rzeczy pojawi się możliwość sprawdzenia niektórych zawodników będących w orbicie naszych zainteresowań. Być może postawimy na miesięczne testy, które pozwalają przyjrzeć się nie tylko umiejętnościom danego gracza, ale również jego "myśleniu" na tafli. Będziemy szukać zawodników z odpowiednią mentalnością. Po prostu - chciałbym, abyśmy wrócili do tego, co przyniosło nam medale w ostatnich latach.

Czyli?
"Szatnię" powinni "trzymać" miejscowi zawodnicy. To oni muszą dbać o atmosferę, a także być dla obcokrajowców przykładem zaangażowania i "serducha". Nie jest przecież wielkim odkryciem, że pod tym kątem chłopcy z zagranicy powinni uczyć się od wychowanków. Od razu dodam, że te uwagi kieruję nie tylko do obcokrajowców, ale również do naszych graczy. Nie ma co kryć, że głód sukcesu po mistrzostwie Polski jest siłą rzeczy mniejszy, a tymczasem to właśnie ten aspekt w ostatnich latach pozwalał nam na podjęcie walki o medale z zamożniejszymi klubami. Obecnie nie mamy tylu swoich młodych zawodników, co jeszcze kilka lat temu. Liczę jednak, że niebawem uda nam się do tego powrócić, ponieważ to jest nasza recepta na zdobywanie medali.

Wspomniał pan o młodzieży. Dorasta nam wreszcie rocznik 2006, po którym tak wiele sobie obiecujemy. Dał pan szansę debiutu w ekstralidze Jakubowi Onakowi, a w kolejce czekają jego rówieśnicy. Wszyscy oni mają po siedemnaście lat. W ich wieku Dominik Paś regularnie grał w seniorach...
Jeśli chodzi o Jakuba Onaka, to powiem szczerze, że tak zaangażowanego w hokej człowieka... jeszcze nie trenowałem. Gdyby mógł, spałby na lodzie (śmiech). Myślę, że w przyszłym sezonie dostanie więcej okazji do gry. Jednak problem wszystkich tych młodych zawodników to warunki fizyczne. Oni po prostu muszą fizycznie dorosnąć do ekstraligi, która obecnie jest znacznie bardziej "siłowa" niż jeszcze kilka lat temu, gdy debiutował Paś. Dominik "wstrzelił się" w moment, kiedy miał czas nabrać odpowiedniego doświadczenia, dzięki któremu mimo przeciętnych warunków świetnie radzi sobie z silniejszymi rywalami. Dziś siedemnastolatkowie mieliby spory kłopot, aby powtórzyć tę drogę. Aby zaprezentować pełnię swoich możliwości muszą najpierw umieć... "przetrwać" na tej tafli.

Na koniec chciałbym poprosić pana o kilka osobistych słów do sympatyków JKH GKS Jastrzębie. Nie ukrywajmy, że w mijającym sezonie zanotowaliśmy kilka meczów, gdy Jastor świecił pustkami. Wielokrotnie pan podkreślał, że celem drużyny jest przede wszystkim wypełnienie trybun...
Oczywiście. Nie zmieniam zdania. Dlatego powiem szczerze, iż w tym sezonie na miejscu naszych kibiców po niektórych naszych meczach... też zastanowiłbym się nad kupnem biletu na kolejny pojedynek. Kibic nie jest głupi i widzi, kiedy drużyna "daje z wątroby", a kiedy nie. Można przegrać, ale po zaciekłej walce do końca. Tu znów wracamy do głównego problemu, z którym borykaliśmy się w tym sezonie, czyli zdecydowanie zbyt licznych porażek u siebie. Nie mam do kibiców pretensji o te pustawe sektory w niektórych spotkaniach. To przecież od nas zależy, czy trybuny będą pełne. Zawodnicy także to rozumieją. Naszym celem na kolejny sezon musi być ponowne zapełnienie Lodowiska Jastor. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby go zrealizować.

Od redakcji: W przypadku wykorzystania niniejszego wywiadu w materiałach prasowych prosimy o wskazanie źródła - jkh.pl.

tel./fax 32 476 16 50
aleja Jana Pawła II 6a, 44-335 Jastrzębie-Zdrój

Formularz kontakowy

 
 
 


 

Administratorem danych jest Jastrzębski Klub Hokejowy GKS Jastrzębie, ul. Leśna 1, 44-335 Jastrzębie-Zdrój. Dane wpisane w formularzu kontaktowym będą przetwarzane w celu udzielania odpowiedzi na przesłane zapytanie.

NASTĘPNY MECZ