Na spektakularny transfer nas nie stać.

 
2016-01-28

Zachęcamy do przeczytania ciekawej rozmowy z prezesem JKH GKS Jastrzębie, Kazimierzem Szynalem, która ukazała się na łamach regionalnego portalu informacyjnego JasNet. Sternik JKH opowiada między innymi możliwych wzmocnieniach przed zamknięciem okienka transferowego.

Na pewno zarząd JKH GKS jest "po rozmowach" w JSW. Podejrzewam, że pan prezes nie uchyli rąbka tajemnicy, na jaką kwotę klub będzie mógł liczyć, więc zapytam inaczej. Czy jest ryzyko, że tamta pamiętna kwietniowa konferencja doczeka się powtórki?
- Nie można niczego deklarować w oderwaniu od rzeczywistości. Stosowne umowy podpisywane są odpowiednio wcześniej. Nie ma tu mowy o tym, że ktoś "chce" lub "nie chce" czegoś zrobić. Odwrotnie - wszystko zależy od sytuacji finansowej danego podmiotu. Na chwilę obecną nie można przesądzać, jaka ona będzie. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak będzie wyglądała sytuacja JKH GKS pod koniec tego roku.

Czyli nie usłyszę zapewnienia, że Jastrzębie na pewno zagra w przyszłym sezonie w ekstralidze?
- Mogę zapewnić, że zrobimy wszystko, aby Jastrzębie grało w ekstralidze. I to na poziomie nie gorszym, niż obecnie. Trzeba być optymistą i poprzedni rok jest na to najlepszym dowodem. Mimo wielu kłopotów odnieśliśmy spory sukces, bo za taki należy uważać czwarte miejsce i awans do turnieju finałowego Pucharu Polski. Przypomnę, że dwa lata temu nie zakwalifikowaliśmy się do niego, choć dysponowaliśmy znacznie większym budżetem.

Czy jako zarząd mieliście "trudne rozmowy" z zawodnikami?
- Nie. Powiem więcej - nie było opcji pojawienia się "trudnych rozmów". Sprawy klubu zostały poprowadzone w ten sposób, aby zawodnicy na żadnym etapie rozgrywek nie mieli problemów z wypłatami. Mogły pojawić się jakieś opóźnienia rzędu kilku dni bądź tygodnia, ale to wszystko. Podkreślam, że na dzień dzisiejszy nie mamy żadnych zaległości w płacach względem zawodników. Mało tego - grą w JKH GKS zainteresowani są zawodnicy, na których... nas nie stać! Nie będziemy jednak ryzykować.

Czyli, krótko mówiąc, zaprzecza pan, że Jakub Schejbal i Tomasz Semrad odeszli z klubu z powodów finansowych?
- Oczywiście. Zdaję sobie sprawę, że wielu kibiców przyzwyczaiło się do sytuacji, w której jeden zawodnik gra w zespole przez pięć sezonów. Rzeczywistość jest jednak inna. W tych dwóch przypadkach zadecydowały różne czynniki. W pierwszym - chodziło o limit obcokrajowców, który przekroczyliśmy. Nie będę owijał w bawełnę - trener uznał, że Schejbal, jak na obcokrajowca, jest po prostu za słaby. Natomiast Semrad miał inne plany życiowe i związane to było z jego sprawami rodzinnymi. Nie było żadnej dyskusji o zaległościach płacowych.

Przejdźmy zatem do spraw stricte sportowych. Dziewięć porażek z rzędu nie mogło budzić zachwytu kibiców. Nie obawialiście się, że warsztat trenera Roberta Kalabera przestał działać? W 90% polskich klubów sportowych szkoleniowiec z taką serią pożegnałby się z pracą.
- Na początek powiem, że nikt nigdy nie wtrącał się trenerowi Kalaberowi do czegokolwiek związanego z drużyną. To jego działka i jest za nią odpowiedzialny. Natomiast musimy być świadomi kilku spraw. Po pierwsze - awansowaliśmy do grona sześciu najlepszych zespołów i w związku z tym po drugiej rundzie rywalizujemy z piątką drużyn dysponujących albo znacznie silniejszym personalnie składem, albo potencjałem porównywalnym z naszym. W przypadku awansu do tej "lepszej" szóstki zarząd liczył się z porażkami. Nawet tymi wysokimi. Moim zdaniem lepiej jest walczyć z najlepszymi i przegrywać, aniżeli rywalizować w "słabszej" grupie i wysoko wygrywać. Po drugie - skład ilościowy drużyny i plaga kontuzji wraz z przypadkami zdrowotnymi bynajmniej nie pomagały w osiąganiu zwycięstw. Bywało i tak, że trener miał kłopot z zebraniem piętnastu zdolnych do gry zawodników, a na kolejne uzupełnienia nas nie stać. Nie będę ukrywał, że ta seria porażek była irytująca nie tylko dla kibiców, ale i dla zarządu. Natomiast trudno uznać za powód do wstydu jednobramkowe pechowe porażki z mistrzem Polski czy zdobywcą Pucharu Polski.

Kawa na ławę - pierwsza czwórka to wynik ponad stan?
- To osiągnięcie sporo ponad stan! Plan minimum, czyli awans do "lepszej" szóstki, był ambitny. Przecież w "słabszej" grupie pozostały zespoły z Opola czy Bytomia, z którymi rywalizowaliśmy jak równy z równym. Moglibyśmy czuć niedosyt w przypadku konieczności walki o siódme miejsce po fazie zasadniczej. Natomiast obecna, czwarta pozycja, jest sukcesem drużyny i trenera. Chcemy zdobyć ten jeden, brakujący punkt i z tejże lokaty walczyć o półfinał, aby mieć w zapasie ewentualny decydujący mecz u siebie.

Czas zatem na to jedno magiczne słowo - Sanok.
- To zespół o sporym potencjale i klub o dużym budżecie. Będzie ciężko, ale wszystko zweryfikuje tafla. Myślę, że wygramy z Sanokiem!

To tylko urzędowy optymizm? Rywal właśnie sprowadził kolejnego porządnego Fina. Tydzień temu wygrał na Jastorze 5:1...
- Wiem o tym. Ale każda z pięciu pozostałych drużyn w czołowej szóstce to trudny rywal. Być może minimalnie łatwiejszym od pozostałych przeciwnikiem, przynajmniej w opinii kibiców, byłaby Unia Oświęcim. Jednak na tym poziomie jest jednakowo ciężko. Wszystko rozstrzygnie się na lodzie.

Czy klub szykuje jakąś bombę transferową na ćwierćfinał?
- Na bombowy czy spektakularny transfer naszego klubu po prostu nie stać. Być może wzmocni nas jeszcze jeden zawodnik, ale wolałbym na razie nie zdradzać szczegółów. Mamy czas do soboty, bo choć okno transferowe kończy się 31 stycznia, to w niedzielę w Polskim Związku Hokeja na Lodzie raczej nikt specjalnie do pracy nie przyjdzie.

Jest szansa, że zobaczymy "nowego" już w piątek w meczu z Cracovią?
- Raczej nie.

Cały wywiad autorstwa Mariusza Gołąbka znajdziecie na stronie JasNet.pl

tel./fax 32 476 16 50
aleja Jana Pawła II 6a, 44-335 Jastrzębie-Zdrój

Formularz kontakowy

 
 
 


 

Administratorem danych jest Jastrzębski Klub Hokejowy GKS Jastrzębie, ul. Leśna 1, 44-335 Jastrzębie-Zdrój. Dane wpisane w formularzu kontaktowym będą przetwarzane w celu udzielania odpowiedzi na przesłane zapytanie.

NASTĘPNY MECZ