Na łamach portalu JasNet.pl ukazał się bardzo ciekawy wywiad z Prezesem JKH GKS Jastrzębie, Kazimierzem Szynalem. W rozmowie przeprowadzonej przez Mariusza Gołąbka oprócz podsumowania sezonu 2015/2016 znajdziecie odpowiedzi na mnóstwo pytań, które nurtują kibiców przed kolejnymi rozgrywkami.
- Tym razem sezon podsumowujemy szybciej niż zwykle.
Kazimierz Szynal - Istotnie. Jednak ten sezon nie był zły. Powiem więcej - był bardzo dobry! Jeśli brać pod uwagę nasze możliwości finansowe i wynikającą z nich siłę kadry, a także liczbę młodych wychowanków w pierwszym zespole, to trzeba ocenić minione rozgrywki na piątkę. Do szóstki zabrakło zwycięstw w ćwierćfinale z Sanokiem. Co jednak mają powiedzieć kibice tych klubów, których budżety wielokrotnie przewyższają nasz, a są niewiele wyżej?
- Czego zabrakło w rywalizacji z Sanokiem? Pytam o dwa pierwsze mecze u siebie, w których goście byli zwyczajnie lepsi.
- Po prostu... czegoś zabrakło. Być może kilku młodszych zawodników zjadła trema. Spotkania na Jastorze nie ułożyły się dla nas najlepiej. Paradoksalnie - o wiele sprawniej radziliśmy sobie na Arenie Sanok.
- A czy nie zabrakło wzmocnienia w obronie? Zarząd postanowił w ostatniej chwili sprowadzić Viktora Volentiera. Tymczasem słowacki bramkarz nie pojawił się nawet w kadrze na ćwierćfinałowe boje. Czy z dzisiejszej perspektywy to była dobra decyzja?
- To nie tylko była dobra decyzja, ale wręcz nie mieliśmy innego wyjścia. Proszę przypomnieć sobie sytuację z końca stycznia. Mieliśmy "z tyłu głowy" nie tylko perspektywę meczów z Sanokiem, ale i ewentualnych następnych spotkań, jeżeli udałoby się jednak awansować. A przecież Mate Tomljenović miał za sobą dwie kontuzje, które na kilka tygodni wyłączyły go z gry. Zostali nam wówczas David Zabolotny i junior Kamil Berggruen. Nie wiedzieliśmy, czy Chorwat zdoła całkowicie się wyleczyć. Na dodatek w momencie, w którym wreszcie wrócił do zdrowia, natychmiast musiał lecieć ze swoją reprezentacją do Japonii na prekwalifikacje do Igrzysk Olimpijskich w Pjongczang. To było zabezpieczenie najważniejszej na tafli pozycji bramkarza. Na szczęście Mate wrócił z Japonii bez żadnego urazu i mógł zagrać.
- Wrócił z Dalekiego Wschodu i z marszu wszedł do bramki na dwa domowe mecze z Sanokiem. To była dobra decyzja trenera Roberta Kalabera?
- Mam taką zasadę, że nie wtrącam się do decyzji naszych szkoleniowców. Trener Kalaber najwyraźniej na tyle pozytywnie ocenił występ Tomljenovicia w reprezentacji, że postawił na niego.
- Skoro już przeszliśmy do tematu trenera, to podstawowe pytanie - zostaje?
- Robert Kalaber ma umowę z naszym klubem, która obowiązuje jeszcze przez dwa lata.
- Kalaber jest obecnie jedynym obcokrajowcem w klubie.
- Tak. Zarząd ze względów oszczędnościowych postanowił rozwiązać kontrakty ze wszystkimi zagranicznymi zawodnikami. Te kontrakty i tak się kończyły, więc nie jest to jakaś ogromna sensacja. Wszystko odbyło się zgodnie z wcześniej podpisanymi umowami.
- Nie do końca nie jest to sensacja. Klub opuszcza przecież Richard Bordowski. To jednak kawał historii JKH GKS Jastrzębie.
- W tym przypadku sytuacja wyglądała nieco inaczej. Bordowski to znakomity zawodnik. Był kapitanem zespołu i ma za sobą kilka świetnych sezonów w naszych barwach. Jednak sam zasygnalizował, że po zakończeniu kontraktu, czyli po tym sezonie, będzie chciał zmienić otoczenie. Można zatem powiedzieć, że była to bardziej jego decyzja, niż nasza. Richard Bordowski ma propozycje ze strony innych klubów, co mnie oczywiście nie dziwi. Natomiast trzeba pamiętać, że ten sezon nie należał do najlepszych w jego wykonaniu. Podejrzewam, że z formą sprzed roku czy dwóch lat "Bordzio" byłby dziś rozchwytywany.
- Czyli, krótko mówiąc, w klubie trenują obecnie wyłącznie polscy zawodnicy.
- W JKH GKS na chwilę obecną pozostali głównie wychowankowie. O ile kontrakty z zawodnikami spoza Polski zostały rozwiązane, o tyle na dzień dzisiejszy umowy z większością wychowanków obowiązują. To "kamyczek do ogródka" tych, którzy narzekają, że klub rzekomo nie docenia swoich własnych zawodników. Nie są tu źle traktowani, choć nie jesteśmy klubem "mlekiem i miodem płynącym". Mamy wiele przykładów na to, że jastrzębianie szukali szczęścia gdzie indziej, bo "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma", a potem rzeczywistość weryfikowała ich marzenia i po złych doświadczeniach wracali na Leśną. Wychowankowie mogą liczyć na wynagrodzenie, ale dotyczy to jedynie tych, którzy pokazali w minionym sezonie zaangażowanie na lodzie. Są jednak i tacy, o których złośliwi mówią, że bardziej niż trening, interesuje ich 1000 zł więcej na pasku z wypłatą. Ale to jednostkowe przypadki. Uprzedzę od razu, że nie będę szafował tu żadnymi nazwiskami.
- O jedno muszę zapytać - bez Leszka Laszkiewicza JKH GKS, jaki by nie był, traci sporo na wartości.
- Leszek Laszkiewicz wciąż ma umowę z klubem. Jeśli JKH GKS będzie istniał, a na to wszyscy liczymy, to mam nadzieję, że Leszek będzie grał w Jastrzębiu. Natomiast to, z kim wystąpi w drużynie, zależy od finansów.
- I w ten sposób przechodzimy do głównego tematu. Przy okazji spotkania z Komisją Kultury i Sportu pan prezes powiedział, że JKH GKS otrzymuje obecnie od głównego sponsora, czyli Jastrzębskiej Spółki Węglowej, kwotę o ponad połowę mniejszą od tej, którą dostał w 2014 roku. To przepaść.
- Taka jest rzeczywistość. Natomiast biorąc pod uwagę sytuację trzeba dziękować prezesowi i zarządowi JSW, że nadal wspiera sport, choć w ograniczonym zakresie. O tym, że wykorzystywaliśmy to wsparcie optymalnie, świadczą nasze wyniki. Zdobywaliśmy Puchar Polski i ligowe medale, zostawiając w tyle zamożniejszych przeciwników z wielomilionowymi budżetami. Nawet w tym (znacznie uboższym) sezonie wygrywaliśmy z najsilniejszymi - Cracovią czy Tychami. Natomiast w jakiej kondycji i czy w ogóle przystąpimy do kolejnego sezonu, zależy od wsparcia ze strony Miasta Jastrzębie-Zdrój. Czytelnicy nie mogą mieć co do tego wątpliwości. Wielokrotnie mówiłem, że JKH GKS opiera się na trzech filarach finansowania: spółka, miasto oraz prywatni sponsorzy. Jako mieszkańcy Jastrzębia musimy być wdzięczni JSW i jej prawnym poprzednikom, że przez kilkadziesiąt lat utrzymywali sport w mieście na tak wysokim poziomie. Bez kopalń nie byłoby nie tylko sukcesów siatkarzy i hokeistów, ale też, w dawnych latach, piłkarzy, bokserów czy judoków. Jastrzębie korzystało z tego uprzywilejowania względem innych miejscowości. To górnictwo finansowało sport. I w sytuacji kryzysowej w tej branży miasto powinno pomóc w przetrwaniu klubów.
- A jakie mamy gwarancje, że ewentualna miejska pomoc nie przyda się klubom jak umarłemu kadzidło? Przecież sytuacja w górnictwie wcale nie musi być lepsza.
- Tego nikt nie jest w stanie przewidzieć, ale inwestycja w sport to proces długofalowy. Jej zatrzymanie nie będzie miało jedynie efektu w postaci wycofania pierwszych drużyn z ekstraklasy, ale też zatrzymanie szkolenia młodzieży. To, co było budowane przez lata, zostanie zaprzepaszczone. A odbudowa danej dyscypliny to znacznie trudniejsze zadanie i wcale nie jest pewne, że znajdą się chętni do tej niewdzięcznej roboty.
- Otwartym tekstem - czego oczekujecie od miasta?
- Działacze klubów, które przyciągają największe zainteresowanie mieszkańców, liczą na znacznie większe wsparcie finansowe niż do tej pory. To możliwe pod względem prawnym, a przykładem są inne miasta. Nie mówię tu nawet o Tychach czy Gliwicach, gdzie te nakłady są wielokrotnie wyższe, ale chociażby o sąsiednim Rybniku. Mamy też przykłady z naszego, hokejowego podwórka, gdzie miasta w wymierny sposób inwestują w sport, a nie mogą liczyć na takiego potentata, jakim jest JSW. Proszę zwrócić uwagę, że poziom tego wsparcia w Jastrzębiu-Zdroju jest taki sam, jak rok czy dwa lata temu, a przecież sytuacja gospodarcza zmieniła się diametralnie!
- W mieście też się nie przelewa. Jeśli wyjdziemy z tego budynku, to zapewne od razu spotkamy kogoś, kto skrytykuje wspieranie sportu z publicznych pieniędzy.
- Nikt w środowisku sportowym nie oczekuje, aby miasto z dnia na dzień wyrównało dziurę, która pojawiła się w klubowych budżetach w wyniku kryzysu w górnictwie. Na tę sytuację nie mieliśmy przecież żadnego wpływu, a w ciągu kilku miesięcy żaden zarząd klubu sportowego nie byłby w stanie w takiej sytuacji zapewnić finansowania z innego źródła. Nie możemy nic poradzić na to, że do Jastrzębia nie garną się Mercedes i Coca-Cola. W związku z tym liczymy, że miasto da sygnał klubom, iż będzie chciało pomóc. Chodzi o przetrwanie. Musimy zachować ciągłość działania klubu, jeśli chcemy, aby w naszym mieście hokej istniał. Ze środków Jastrzębskiej Spółki Węglowej, ale także prywatnych sponsorów, które uległy znaczącemu zwiększeniu i za które serdecznie im dziękuję, nie jesteśmy w stanie nie tylko utrzymać klubu na ekstraligowym poziomie, ale i zapewnić finansowania drużyn młodzieżowych. Skala problemu jest poważna.
- Mówi pan prezes bez mała w imieniu wszystkich klubów. A przecież "kołderka" jest krótka. Jesteście konkurentami do miejskich pieniędzy.
- Nie postrzegałbym tego w ten sposób. Jedziemy na tym samym wózku. Nie powinniśmy szarpać tej krótkiej "kołderki", ale wspólnie działać i proponować rozwiązania, aby była szersza i dłuższa. A w obecnej sytuacji taka powinna być.
Całość wywiadu znajdziecie tutaj:
http://jasnet.pl/?m=sport&mod=publicystyka&id=39756
Rozmawiał Mariusz Gołąbek (JasNet.pl)