Zapraszamy do lektury wywiadu z prezesem JKH GKS Jastrzębie, Kazimierzem Szynalem, który ukazał się na łamach jastrzębskiego portalu informacyjnego, JasNet.pl. (fot. JasNet)
- Jak to jest być prezesem klubu, który rozjechał mistrza Polski 6:1?
Kazimierz Szynal - Zwycięstwo z Cracovią na pewno było bardzo przyjemnym momentem, ale miniony sezon nie składał się wyłącznie z tak sympatycznych chwil. Niemniej, należy uznać zakończone rozgrywki za bardzo udane. Awans do "szóstki" był dużym sukcesem - wszak w pokonanym polu zostawiliśmy zespoły, które były od nas mocniejsze finansowo i kadrowo (przynajmniej na papierze). To był trudny sezon, choć owocny. Zapewne jednak nie brakuje osób rozczarowanych, że zajęliśmy "tylko" szóste miejsce. Dla niektórych jednak nawet pamiętna porażka w siódmym finałowym meczu PHL z Cracovią była klęską.
- Po serii przegranych meczów na przełomie grudnia i stycznia nie było wątpliwości, czy aby występy w "grupie mistrzowskiej" to nie za wysoki poziom dla młodzieży?
- Jestem przekonany, że wszyscy kibice hokeja zdawali sobie sprawę, iż w przypadku awansu do "szóstki" będzie ciężko o zwycięstwa. Sytuację znacznie skomplikowały nam kontuzje oraz powołania do kadry młodzieżowej. Stąd też wyniki nie były, mówiąc delikatnie, olśniewające. Znaliśmy terminarz i staraliśmy się przełożyć niektóre spotkania, ale przepisy są tak skonstruowane, że w tej kwestii bardzo wiele zależy od rywali. Ci zaś nie wyrazili zainteresowania przesunięciem meczów. Możemy tylko żałować, że tak postąpili. Mieli jednak na uwadze swój interes.
- Które to zespoły?
- Nie chciałbym wymieniać z nazwy. Chodzi o drużyny sąsiadujące z nami w ligowej tabeli.
- Z perspektywy kilku tygodni od zakończenia ćwierćfinału - czy Podhale Nowy Targ było "do ugryzienia"?
- Wszyscy wiedzieliśmy o tym, jak trudny jest to przeciwnik. Być może mogliśmy pokusić się o przejście Podhala, gdybyśmy wykorzystali więcej szans, jakie dał nam los i jakie sami sobie stworzyliśmy. Czasu jednak nie cofniemy i rozdzieranie po miesiącu szat z tego powodu byłoby musztardą po obiedzie. Trzeba pamiętać, że o ile dla nas zwycięstwo byłoby ogromnym sukcesem, to dla Nowego Targu porażka z nami równałaby się katastrofie. Sądzę, że "Szarotki" były mocno rozczarowane nawet brakiem awansu do finału. Natomiast my, wygrywając tylko jedno spotkanie na pięć, nie mogliśmy awansować do półfinału.
- Sędziowie...
- Temat-rzeka, który wraca niczym bumerang. Złożyliśmy wprawdzie oficjalny protest, ale obiektywną prawdą jest, że polskie sędziowanie jako takie generalnie stoi na niskim poziomie. Nie jest jednak zadaniem klubów, aby tę sytuację uzdrawiać. We wszystkich play-offach kibice i zawodnicy mieli wielkie pretensje do arbitrów, którzy, mówiąc wprost, dali plamę. Z dzisiejszej perspektywy patrząc tu widziałbym główny problem z sędziowaniem, a nie w teoriach spiskowych.
- Działa pan w hokeju od wielu lat. Spotkał się pan z sytuacją, aby karę za bójkę dostał zawodnik, którego nie było na obiekcie?
- Chyba nie (śmiech). Sędziowie nie dali sobie rady z wydarzeniami na tafli. Pogubili się.
- Przejdźmy do Mistrzostw Polski Juniorów. Jest takie zdjęcie, na którym nasz zespół pozuje do grupowej fotografii po zwycięstwie w meczu o brąz z Polonią Bytom. W tle jest słynny balkon, na którym stoją prezesi Kazimierz Szynal i Andrzej Frysztacki. Nie tryskają radością.
- Na pewno brak złota w tym turnieju jest swego rodzaju zawodem i trudno było ukryć rozżalenie. Mierzyliśmy wyżej. Nie mogło być inaczej, jeśli drużyna jest oparta o zawodników otrzaskanych w ekstralidze i będących filarami młodzieżowej reprezentacji Polski. Jednak taki jest sport. Na tym również polega jego piękno, choć tym razem to my padliśmy jego ofiarą. Jeśli ktoś oglądał półfinałowe spotkanie z Naprzodem Janów, to doskonale wie, jak wyglądała sytuacja. Raziliśmy nieskutecznością. Przegraliśmy w dogrywce, ponieważ nie potrafiliśmy wysoko wygrać. A powinniśmy byli to zrobić. Tak jak w finale uczynił to Gdańsk, który zresztą naściągał na turniej reprezentantów kraju i miał w składzie bodajże czterech obcokrajowców. Notabene - według mnie przepis, który na to pozwala, jest bardzo kontrowersyjny.
- W grupie pokonaliśmy późniejszych mistrzów bez większych problemów. A nam lekcję pokory zasponsorował bramkarz Janowa Olaf Nowak.
- To była lekcja pokory dla wszystkich. Dla zawodników, dla klubu, dla rodziców i dla kibiców. Wiele osób przed turniejem miało pewność, że zdobędziemy złoto. Myślę jednak, że nie ma tego złego, co by nie wyszło na dobre.
- Łyżka dziegciu w beczce miodu czy wypadek przy pracy?
- Raczej to drugie. To jest naprawdę dobra nauczka na przyszłość.
Cały wywiad z Kazimierzem Szynalem znajdziecie na portalu JasNet.pl:
http://jasnet.pl/?m=sport&mod=publicystyka&id=43291