Za nami ćwierćfinały, przed nami półfinały. Choć trener Robert Kalaber jest człowiekiem niezwykle zapracowanym, znalazł chwilę na podzielenie się z nami wrażeniami po trudnych bojach z Tauron Podhalem Nowy Targ. Szkoleniowiec podkreśla, że triumf w rywalizacji o strefę medalową jest zasługą wszystkich naszych zawodników.
Mamy za sobą cztery zwycięskie spotkania z Podhalem Nowy Targ. Na papierze ta rywalizacja wygląda na jednostronną, a jednak wszyscy doskonale wiemy, że taka nie była. To nie był "spacerek" dla drużyny trenera Roberta Kalabera.
Robert Kalaber - W pełni zgadzam się z tą opinią. Podhale bardzo wysoko postawiło nam poprzeczkę. Analizując te pojedynki pokuszę się o podzielenie ich na dwie kategorie. U siebie rzeczywiście byliśmy mocniejsi na krążku i prowadziliśmy grę. Myślę, że rezultaty spotkań na Jastorze powinny być bardziej jednoznaczne, ponieważ stworzyliśmy sobie więcej klarownych okazji do zdobycia bramek. Można nawet powiedzieć, że w niektórych momentach walczyliśmy ze świetnie dysponowanym Igorem Brykunem. Natomiast mecze w Nowym Targu wyglądały inaczej. W pierwszym z tych spotkań prowadziliśmy 3:1, ale potem popełniliśmy błędy, które pozwoliły Podhalu na doprowadzenie do dogrywki. Z kolei czwarte starcie było takim swoistym "taktycznym pojedynkiem", który ostatecznie rozstrzygnęliśmy na naszą korzyść. Podsumowując, w każdym z tych czterech meczów byliśmy trochę lepsi, co przełożyło się na tę jedną decydującą bramkę. Niemniej, chcę podkreślić, że nowotarżanie zagrali znacznie lepiej, aniżeli sugeruje to "suchy wynik" ćwierćfinału.
Czy spodziewał się pan, że rywalizacja z "Szarotkami" może zakończyć się już w czterech meczach?
Szczerze przyznam, że nie oczekiwałem takiego rezultatu. W ekstralidze mamy siedem bardzo mocnych i wyrównanych zespołów. W pojedynkach między nimi decydują szczegóły. Podhale ma bardzo poukładaną drużynę. Oni zagrali tak, jak tego oczekiwaliśmy.
A czego oczekiwaliśmy?
Że będą walczyć do końca, pokażą charakter i nie odpuszczą nawet przegrywając trzy pierwsze spotkania. W każdym z tych czterech meczów musieliśmy "wyrywać" zwycięstwo. W grze Podhala widać "rękę" trenera Andrieja Gusowa. Rywale prezentowali określony i wypracowany system, byli dobrze zorganizowani i potrafili świetnie się bronić. Ponadto, jak już wspomniałem, znakomicie między słupkami spisywał się Brykun. O naszym awansie zadecydowała postawa "jakościowych" zawodników, którzy potrafią na tafli "zrobić różnicę" i zadecydować o wyniku. Myślę, że dysponujemy większą ilością chłopaków o takiej charakterystyce. Dlatego szala zwycięstwa przechyliła się w naszą stronę.
Rozumiem, że najtrudniejszym w tej rywalizacji był trzeci mecz, w którym o naszej wygranej zadecydować musiała dogrywka?
Jak już mówiłem, w tym spotkaniu popełniliśmy błędy, które nowotarżanie skutecznie wykorzystali. Przy wyniku 3:1 zaczęliśmy za bardzo myśleć o strzelaniu kolejnych goli. Nie chciałbym jednak, aby ktoś odebrał moją opinię w taki sposób, że nie doceniam Podhala. Jest wręcz przeciwnie. Uważam, że nasi konkurenci w każdym z czterech pojedynków mieli szansę na osiągnięcie korzystnego wyniku. Podopieczni trenera Gusowa grali z charakterem i z sercem. Nie możemy im tego odbierać. To była naprawdę interesująca i mocna rywalizacja.
Wielokrotnie już mówiliśmy o tym, iż nie lubi pan indywidualnie wyróżniać swoich zawodników. Gdy jednak w trzech z czterech spotkań decydujące trafienie należy do jednego człowieka, to warto o nim wspomnieć. Mówimy tu oczywiście o Romanie Racu. To chyba osobiście sympatyczna dla pana sytuacja, że to bramki pana rodaka decydują o naszych wygranych?
Nie, akurat w tym aspekcie narodowość nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Czy strzela Polak, Czech, Słowak czy Łotysz - wszystko jedno. W trakcie rozmów uczulamy naszych chłopaków w kwestii indywidualnego podejścia do gry. Nie jest ważne, kto decyduje o wyniku i strzela tę najważniejszą bramkę. Dlaczego? Ponieważ ten człowiek sam niczego nie ugra! Każdy zdobywca gola potrzebuje do tego celu kolegów na tafli, w boksie i w szatni. W hokeju nikt sam niczego nie zrobi. Liczy się zespół! Oczywiście nie zaprzeczę, że Roman rozegrał w ćwierćfinałach bardzo dobre spotkania, ale właśnie tego od niego oczekiwaliśmy. Podkreślę jednak po raz kolejny, iż wszyscy nasi zawodnicy, od bramkarza po ostatniego napastnika, wypełnili swoje zadania. Czy "wisienka na torcie" w postaci gola należy do Romana czy kogoś innego, to jest wtórna kwestia. Wszyscy mu gratulujemy, ale doskonale zdajemy sobie sprawę, że jest to efekt postawy całego zespołu. W zmaganiach z Podhalem Nowy Targ "wyszło" na Romana Raca. W kolejnych być może strzelcem decydujących goli będzie ktoś inny i... wówczas będziemy tak samo szczęśliwi.
Jeszcze nie znamy naszego półfinałowego rywala. Wiemy na pewno, że będzie nim ktoś z dwójki GKS Katowice i Unia Oświęcim. Czy ma dla pana znaczenie, na kogo ostatecznie trafimy w pojedynkach o finał?
My musimy przede wszystkim spoglądać na siebie i być w pełni przygotowani do walki. Mamy za sobą dwa dni przerwy, a teraz wracamy do ciężkiej pracy, aby nasz wysiłek przyniósł określone owoce. Rzeczywiście, na chwilę obecną nie jesteśmy w stanie wyrokować, z kim przyjdzie nam rywalizować o finał. Każda z tych drużyn ma swoje mocne i słabe strony. Na pewno jednak nie jest tak, że na kogoś chciałbym trafić "bardziej", a na kogoś "mniej". Gdy już poznamy naszego przeciwnika, to na pewno będziemy dostosowywać nasze przygotowania do jego stylu gry. Jako sztab szkoleniowy chcemy zaprezentować naszym chłopakom plusy i minusy rywala, aby ułatwić im zadanie, jakie przed nimi stoi.
W kwestii ćwierćfinałów nasuwa się jeszcze pytanie do pana jako selekcjonera reprezentacji Polski. W pojedynkach Energi Toruń z Comarch Cracovią na tafli mamy zdecydowaną przewagę obcokrajowców. Zapewne nie napawa to pana szczęściem.
Cóż można skomentować, mało jest tam Polaków... Razem z Leszkiem Laszkiewiczem oglądaliśmy spotkanie w Krakowie, które "Pasy" wygrały 4:2. Mieliśmy też okazję obserwować inne pojedynki w tym duecie. Jako sztabowi kadry pozostało nam zatem oglądać tych dwóch chłopaków, których widzielibyśmy w reprezentacji Polski, a zatem po jednej stronie Damiana Kapicę, a po drugiej Adriana Jaworskiego. Na pewno nie jest to dobra sytuacja dla polskiego hokeja, ale na dzień dzisiejszy nic z tym nie zrobimy.
Na koniec pytanie o hokejowe przesądy. Zauważalny jest u pana lekki zarost. Rozumiem, że podobnie jak zawodnicy odstawia pan golarkę do szafki?
Oj nie, po prostu golę się przed meczem, a zatem mam jeszcze na to kilka dni (śmiech). Zawodnicy rzeczywiście hołdują tej znanej tradycji, ale my w sztabie szkoleniowym mamy swoje inne zasady, których staramy się trzymać. Natomiast kwestię golenia się (lub nie) pozostawiamy samym chłopakom.
Od redakcji: W przypadku wykorzystania niniejszego wywiadu w materiałach prasowych prosimy o wskazanie źródła materiału - www.jkh.pl.